Uładzimir Rabinovič. Vypi hryba. Apaviadańnie
Uładzimir Rabinovič u časy Brežnieva byŭ u Minsku asnoŭnaj krynicaj samvydatu. Heta było pryčynaj pastajannych pieratrusaŭ u jahonym domie ŭ minskim sielhaspasiołku. Za raspaŭsiud zamiežnaj muzyki atrymaŭ 2,5 hoda źniavoleńnia. Pra siabie piša: «Naradziŭsia ŭ lipieni 1950. Da 1987 hoda prajšoŭ usie asnoŭnyja punkty savieckaha žyćcia: dziciačy sad, škoła, praca, turma, emihracyja. Pražyvaju ŭ ZŠA na vostravie. Apaviadańni pačaŭ pisać zusim niečakana vosieńniu 2013 hoda. Voś apošniaje ź ich, napisanaje dźviuma movami.
— Słušaj, — sprosił Rabinovič, — tam žie radiacija, kak oni živut?
— Hovoriat, čto pośle kołchozov im ničieho nie strašno, — skazał provodnik.
— A nam nie vriedno? — sprosił Rabinovič.
— Vriedno, — skazał provodnik.
— A kakoj tam pieriod połuraspada? — sprosił Rabinovič.
— Čieho?
— Nu, ciezija etoho.
— Pieriod połuraspada ciezija tridcať tysiač, no sorok let užie prošło, — skazał provodnik bieź vsiakoj ułybki.
— Nu, da, — skazał Rabinovič, — etot vaš biełaruskij jumor.
— Da ty nie boiś, — skazał provodnik, — my tam dołho nie budiem. Tuda i obratno.
— Ty pieť choť umieješ?
— Začiem, čto pieť?
— Pieśni. U nich tam siejčas siezon piesien.
— A kak odieťsia?
— Odievajsia poproŝie, čtoby nie žałko było vybrosiť potom.
Oni minuli šłahbaum s pustoj budkoj hdie visieł płakat, na kotorom był narisovan mužik v budienovkie i napisano: «Tavaryš, pamiataj, što pieryjad paŭraspadu SSSR šeśćdziasiat hadoŭ», prošli jeŝie około kiłomietra i uvidieli sovieršienno nahuju dievu, kotoraja biežała im navstrieču. Dieva ostanoviłaś, posmotrieła na kirzovyje sapohi Rabinoviča, zaśmiejałaś i skazała:
— Oj, žyd spudziŭsia.
— Ty smotri! — voskliknuł Rabinovič s vostorhom. — Hołymi chodiat.
— Eto poka zamuž nie vyjdiet, a potom dołžna trusy i lifčik nadievať, — objaśnił provodnik.
— Krasivaja, — skazał Rabinovič.
— Da u nich tut vsie takije, — skazał provodnik.
— Vy da nas u viosku? — sprosiła nahaja dieva.
— Da vas, — otvietił provodnik.
— Pa jakim pytańni? — sprosiła dieva.
— Po ispołnieniju žiełanij, — skazał Rabinovič.
— Tady idzicie ŭ kłub, — skazała dieva. — Siońnia konkurs, usie tam. Kali chutka pojdziecie, jakraz da pačatku paśpiejecie.
— Čieho konkurs? — sprosił Rabinovič.
— Piesni. Vy choć śpiavać umiejecie. Oj, ja nie mahu, jaki vy śmiešny, — ona opiať chochotnuła.
Kłub okazałsia sdvojennoj armiejskoj pałatkoj, iz kotoroj donosiłsia chochot, pienije i homon. Otodvinuv połoh, oni prošli vovnutŕ i uvidieli čiełoviek około tridcati — mužčin v strohich čiernych kostiumach i žienŝin v dlinnych biełych płaťjach.
— O, kaho ty da nas pryvioŭ! — skazała provodniku mołodaja žienŝina s dirižierskoj pałočkoj v rukach.
— Zdravstvujtie, — skazał Rabinovič.
Vsie počiemu-to zaśmiejaliś.
— Jon u ciabie choć pa-našamu razumieje? — sprosiła u provodnika mołodaja žienŝina.
— Razumieje, tolki skazać ničoha nie moža, — otvietił provodnik.
— Razumny, jak moj sabaka, — skazała mołodaja žienŝina. Ona była javno naviesiele. Vsie opiať zaśmiejaliś.
— Jadia Vałasievič, — ona protianuła Rabinoviču ruku. — Mastacki kiraŭnik. Śpiavać možaš? — sprosiła Jadia.
— Nie znaju. Ja voobŝie muzykalnuju škołu zakončił po kłassu bajana, — skazał Rabinovič.
— Nu, tady davaj razam z nami.
— Zachacieła ž mianie maci, — načała ona vdruh tichim piečalnym hołosom.
— Zachacieła ž mianie maci, — podchvatił chor v tridcať hołosov.
— Zachacieła ž mianie maci, — nieožidanno dla samoho siebia zapieł Rabinovič, starajaś popasť v miełodiju.
— Oj, dy za pieršaha addać.
Po znaku Jadi Vałasievič chor zamołčał. Vsie posmotrieli na Rabinoviča.
— Čto ja dołžien diełať? — sprosił Rabinovič, ponimaja, čto ot nieho čieho-to ždut.
— Poj, — skazała Jadia.
— Ja nie znaju słov, — skazał Rabinovič.
— Improviziruj, — podskazał provodnik.
— Kak? — sprosił Rabinovič.
— Dajcie jamu hryba! — kriknuł kto-to iz chora.
— Hryba vypješ? — sprosiła Jadia u Rabinoviča.
— Nie znaju, — skazał Rabinovič.
— Pieršy raz treba vypić hryba, — skazała Jadia i podała Rabinoviču triechlitrovuju banku s kakim-to suŝiestvom, kotoroje płavało v mutnovatoj židkosti.
— Kak ja mohu eto piť, on smotrit, — skazał Rabinovič, ukazyvaja na banku.
— A ty jeho vzbołtaj kak śledujet, on nie budiet smotrieť, — podskazał provodnik.
Rabinovič vstriachnuł banku i sdiełał hłotok.
Jadia vzmachnuła pałočkoj i chor snova zapieł:
— Zachacieła ž mianie maci, oj, dy za pieršaha addać…
— A toj pieršy znaje tolka vieršy, oj, nie addaj mianie mać, — nieoždanno połučiłoś u Rabinoviča.
— Nie drenna, — skazała Jadia. — Dla pačatku nie drenna. Čatyry bały pa piacibalnaj sistemie.
Jadia machnuła rukoj i chor prodołžił:
— Zachacieła ž mianie mać, oj, dy za druhoha addać..
— A toj druhi tancuje buhi-vuhi… — vydał Rabinovič.
— Nie vielmi, skazała Jadzia, bolš, čym na try balu nie ciahnie.
Rabinovič vział jeŝie po tri bałła na trecim i čaćviortym, a na piatym, počuvstvovav diejstvije hriba, vdruh propieł:
— A toj piaty na kryžy raśpiatyj.
Vsie zamołčali.
— Hienijalna, — skazała Jadia v tišinie.
— Hienijalna, — zakričał chor.
— Šeść bałaŭ pa piacibalnaj sistemie, — skazała Jadia. — Zachacieła ž mianie mać, oj, da za piataha otdať. A toj piaty na kryžy raśpiatyj… — zapieła Jadia s chorom. Vmiestie s nimi pieł Rabinovič.
— Zachacieła ž mianie mać, oj, da za šostaha oddať. A toj šostyj nie tupy, nie vostryj. Oj, nie addaj mianie mać, — ispołnił Rabinovič.
— Čatyry bały, — skazała Jadia. — Kolki ŭžo?
— Dvaccać dva, — skazali iz chora.
— Jašče čatyry — i možna vykonvać žadańnie, — skazała Jadia.
— Zachacieła ž mianie mać, oj, dy za siamaha addać. A toj Siema, dobryj dy viasiełyj, oj, addaj mianie maci.
Auditorija snova zamołkła.
— Prymianiaje farmalny mietad, — skazał hołos iz chora.
— Ale talenavita, — skazał druhoj hołos.
— Pryniata, — skazała Jadzia. — Čatyry bały. Daj pacałuju.
Ona obniała Rabinoviča za šieju i pociełovała v huby.
— Zahadyvaj žadańnie.
— Sied́moj ajfon, — skazał Rabinovič.
— Idzi dadomu, — skazała Jadia, — tam ciabie čakaje siomy ajfon.
— A nie obmaniet? — sprosił Rabinovič u provodnika, kohda oni užie poriadočno udaliliś ot dierievni.
— Nie dołžny. Oni nie obmanyvajut.
Izdaleka vietier donies:
— Zachacieła ž mianie mać, oj, da za sto dvadcať piataha otdať. A sto dvadcať piatyj — ni ziamli, ni chaty. Oj, da nie otdaj mianie mać.
— Vidiš, kak ty ich razducharił, — skazał provodnik. — Tiepieŕ do samoho utra budut pieť.