Znajści
Ałharytmičny łacinski varyjant
17.04.2018 / 10:0616RusŁacBieł

Aleś Kirkievič. Kacionak. Apaviadańnie

— Siehodnia budiet ad, — skazaŭ Paša, demanstrujučy dałońniu batareju mudrahielista aformlenych i zapiačatanych surhučom butelek.

— V smyśle? A čto tam? — pie­rapytaŭ Jahor, mažny chłopiec hod 35­-ci z kranutaj biełymi pasmami baradoj, ajcišnik.

— Samohon, — Paša ŭśmichnujusia.

— Bla-­ia­-ja, — Jahor teatralna ŭziaŭsia za hałavu, — ja pošieł…

— Stojať, ni ch..ia! — Paša pry­kłaŭ trubku kaljana da vusnaŭ, było čutno, jak niedzie ŭnutry ał­chi­mičnaha aparata šalejuć burbał­ki. Jahonyja vočy śmiajalisia i pracina­li surazmoŭcu naskroź.

Nieściarovič adno zakašlaŭsia i stru­siŭ popieł z cyharety ŭ prazrystuju šklanuju popielničku. Nie toje, kab jon nie lubiŭ kaljan jak žanr, nie. Naŭprost z cyharetaj usio pra­ściej. Kažuć, što lulka — heta jak tvaja stałaja žančyna: jaje treba lubić, dahladać, jana hreje dałoń. Cyhareta — jak šlondra: vypaliŭ i vykinuŭ, kab praz paŭhadziny znoŭ paciahnucca da pačka — jany ŭsie adnolkavyja. Što takoje kaljan, Nie­ścia­rovič jašče nie prydumaŭ. Jahonaja lulka lažała niemaviedama dzie, a mo ŭžo i zhubiłasia. Jon paliŭ cyharety. Da Novaha hoda zastavałasia kala troch hadzin.

Paša, chudarlavy čałaviek biez uzro­stu ŭ pakocanym švedry, dzira­vych džynsach dy ka­va­le­ryj­skich botach (jon trymaŭ paru koniaŭ), praktykavaŭ taki styl znosinaŭ ź blizkimi siabrami i nie tolki. Jon mieŭ na heta prava. Heta jahonaja kaljannaja, jahonyja dziaŭčaty-­kotki ŭ čyrvonych błuzach dy čornych far­tu­škach, jahonaje pryhłušanaje śviatło, jakoje farbavała ŭsio i ŭsich koleram vochry, jahony akijan z dymu, jaki časam huścieŭ da takoj stu­pie­ni, što ŭ im, padavałasia, možna zanurycca… ale ci vypłyvieš?

Na Novy hod šynok byŭ začynieny dla paspalitaha ludu, tamu chipstary i studenty ź Blizkaha Uscho­du adno całavali zašklonyja dźviery. Tut źbirałasia svajo ka­mju­nici. Pašava kamjunici. Tyja, kaho jon paklikaŭ ź niejkaj tolki jamu viadomaj idejaj, jakich było poŭna pad vystryžanaj irakiezam čarapnoj karobkaj, a mahčyma, prosta, kab nakidacca. Čamu nie?

— Fu-­u­-u-f, zdorov, Paš, prišieł! — z sutareńniaŭ vypłyŭ nie­vy­soki čarniavy chłopiec u raschrystanym puchaviku.

— Privie­-je­-jet. Prinies? — Paša lubiŭ raściahvać słovy abo naohuł pramaŭlać šeptam, kab usie pry­słuchoŭvalisia.

— Čto? A-­a­-a… Zabył. Nu, bystro biežał, — chłopiec pačaŭ skidać puchavik dy krucić hałavoj u pošukach svabodnaha ležaka.

— Nu tak p…zduj, čo prišieł?

— V smyśle?.. — čarniavy raz­hu­biŭsia i vyhladaŭ užo na školnika, jaki zabyŭsia ŭ chacie dziońnik.

— Nu, jed́, bieri, i siuda. Vriemia ž jesť jeŝie do dvienadcati.

— Mmmm, a mnie…

— Kola tiebia zavieziet, on na vchodie.

— A­-a­-a, da? Uhu, — «dvoječnik» znoŭku schavaŭsia ŭ ciemry.

Heta byŭ tolki pačatak, ka­mju­nici jašče źbirałasia, kab laniva ras­paŭźcisia pa ležakach, paciahvać tekiłu i rom, vypuskajučy abło­ki dymu. Kampanija davoli stra­ka­taja — kahości Nieściarovič viedaŭ, kahości bačyŭ upieršyniu. Ajci­š­niki, restaratary, kaŭkaz­cy, całkam niezrazumiełyja asoby, dziaŭčaty ŭ viačernich sukniach z nafarbavanym čornym paznohciami…

— A što jon maje prynieści? — Nie­ścia­rovič uziaŭ ź bluda z narezkaj kavałačak syru.

— Śpirt. Miedicinskij. On vrač, — Paša z surjoznym vyhladam kiŭnuŭ paru razoŭ.

— M­-m-­m… A hetaha ŭsiaho — mała?

— Jestiestvienno!

Pa ścienach ź nietynkavanaj čyrvonaj cehły byli raźviešanyja partrety kniazioŭ dy karaloŭ dziaržavy, pa jakoj dahetul sumuje prykładna tracina Nieściarovičavych siabroŭ. Aŭhust Mocny, Stefan Ba­­to­ry, Žyhimont Vaza, krychu da­lej — Kiryła Turaŭski i Jan Karal Čapski… Byli navat ekzatyčnyja piersanažy, kštałtu Hienrycha Vałua albo Łžedźmitryja. Vyjava apošniaha była niekananičnaj, z vu­sa­mi, u miechavoj šapcy, i bolš na­hadvała vuhorca Ułada Cepieša. Byli jašče staryja mapy, para miedziarytaŭ z batalnymi sce­na­mi z vajny 1812-­ha hoda, biust Kaściuški na stojcy dy šmat inšaha.

Sa ścienaŭ na ludziej hladzie­li cieni minułaha, chacia sami ludzi siarod ab­ło­kaŭ dymu, pryfarbavanyja śviat­łom koleru vochry, niby ŭdziel­niki za­bytaha rytuału epochi bronzy, tak­sama nahadvali cieni… Śviet cie­niaŭ, ku­dy možna trapić, ale vy­brac­ca na­zad budzie ŭžo składana. Nie­ścia­ro­vič taksama niekali zajšoŭ siudy i… zastaŭsia. Jon časam razvažaŭ, što jamu nahadvaje hetaje zmročnaje miesca ź sis­te­maj vyciahnutych i pierabłyta­nych cha­doŭ­kalidoraŭ? Łabirynt? Pie­kła? A mahčyma …naŭprost kiška?

— Słuchaj, Paš, a što heta za luk? — Nieściarovič ščoŭknuŭ nasom krasoŭka pa masiŭnaj mie­ta­lič­naj kryšcy, jakaja vyzirała z-­pad ležaka, naŭprost na padłozie.

— Luk. Kanalizacija. Biezdna s hovnom, koroč, — Paša iznoŭ uśmi­ch­nuŭsia, ale nie vusnami, adno pra­zry­sty­mi, jak vada ŭvosień, vačyma.

***

Vializnaja kvatera padavałasia chałodnaj i čužoj. Tania błukała pa joj, aceńvajučy niestandartnuju italjan­skuju płaniroŭku ź niapravil­ny­mi vuhłavatymi vyhi­na­mi ścienaŭ, ku­ta­mi niabačnych pamiaškańniaŭ, jakija na­hadvali šypy fartyfikacyjaŭ. Padavałasia, što tut paprostu možna było za­błukać. Za vaknom 13-­ha paviercha roŭ viecier, jakoha nie było čuvać praź niematu škłopakietaŭ: jana viedała, što viecier ravie, i hetaha było dastatkova. Prajšoŭšy praz studyju, spajanuju z kuchniaj, jana padyšła da bałkonnych dźviarej, adčyniła, stupiła bosymi nahami na pramierzłyja doški. Za aknom bliščeŭ ahniami, niby Buenas­Ajres, zaśniežany Minsk.

Kali jana adčyniała akno, zamacavanaje na kalosikach, zarypieŭ zaledzianieły ad dzionnaha sonca śnieh, a niejki ladziaš adarvaŭsia i palacieŭ uniz. Chałodnaje pavietra zvonku, padavałasia, učapiłasia joj u vałasy, naŭmysna kusała tvar, aholenyja plečy, palcy. Jana jašče ščylniej zachutałasia ŭ koŭdru, ale nie začyniała, pakul nie zirnuła ŭniz. Tam, na dole, nie było nikoha, adno raźjezdy ad kołaŭ dy samotnyja aŭto, zaparkavanyja žycharami vy­sot­ki, jakija siaduć za styrno adno ŭ novym hodzie, dy nie fakt jašče, što na pieršy dzień. Trochu dalej byŭ stary park, skavany ldom va­da­iom, nazvy jakoha jana nie viedała, truby niejkaha zavoda i panarama stalicy. Tam, daloka, u stalovych pramianiach źziali pryvakzalnyja viežy, centr, a značyć — jon niedzie tam.

Viartajučysia na kuchniu, jana ŭklu­čyła elektryčny imbryk. Harbata ź ziołkami — ci nie najlep­šy napoj na Novy hod? Tusoŭki, mu­zy­ka, ałkahol — heta nie dla jaje. Užo nie dla jaje. «Ale kali jon choča… niachaj, — Tania štoraz pie­ra­kon­va­ła siabie ŭ tym, što ŭsio zra­bi­ła słušna, nibyta kolkaść paŭ­ta­ren­niaŭ mieła paŭpłyvać na jaje staŭleńnie da situacyi. — Jon sva­bod­ny, chaj viedaje, što ja nie budu vynosić mozh… Chaj ciešycca». Jašče chvilinku jana razhladałała ma­hni­ty na ladoŭni — z Tajłanda, Prahi, Bierlina, Lvova, — a pa­śla, niby apiečanaja, ki­nu­łasia da kru­hłaha dubovaha stała ŭ studyi: «Moža, zvaniŭ? Ci na­pi­saŭ niešta, pakul była na bałkonie?..»

Nie, ničoha. Pustka. Apošniaje jahonaje sms dasłana try dni tamu, kali jana jašče była ŭ Vilni dy pakavała valizy, kab jechać u šery i samotny Minsk. Na Novy hod. Da jaho. «Dabranač, kacionak», — łakanič­na, jak zaŭsiody. A voś užo i imbryk zakalichavaŭ… Kipień zmusiŭ vysušanyja listočki čaboru zaviravać u rytmie tanha, a joj zastavałasia adno hreć ruki hlinianym kubkam z chva­listym arnamientam. Rešta prad­mietaŭ, jakija atačali jaje ŭ jaho­naj kvatery, zdavalisia maksimalna chałodnymi.

***

— Znakomsia, et Daša.

— Privie­-­ie-­ie­-jet, — šatenka z kurčavym vałośsiem i vytačanym tvarykam uskaraskałasia na vysokaje kresła la stojki.

— Daša — stilist, rabotajet v štabie Tro… kch­-kchech-­kche! — Paša zakašlaŭsia, vymaŭlajučy imia viadomaha rasijskaha apazicyjaniera. — Sama iz Minska, no siejčas v Moskvie užie… skolko?

— Tri hoda! — dziaŭčo ŭśmi­chnu­łasia.

— A eto Loša Niestierovič, zanimajetsia tiem žie, čto i tot p..zdoboł, na kotoroho ty rabotaješ, tolko v Biełarusi. Jeśli budiet umnym i krasivym — možiet, čot dobjetsia. A, nu i machrovyj nacionalist…

— M­m­m­m, — dziaŭčyna zrabiła vyhlad, što joj cikava.

— Vitaju, pryjemna, — Nieściarovič niazmušana ŭśmichnuŭsia.

Pamiaškańnie pakrysie za­paŭ­nia­łasia, z sutareńniaŭ vy­pły­va­li ŭsio novyja i novyja pary, chłopcy vitalisia z Pašam, dziaŭ­ča­ty pa­hładž­vali jaho pa plačach, ca­ła­va­li ŭ ščaku dy išli dalej, kab zaj­mać volnyja pakul ležaki. Paša abaročvaŭsia nie zaŭsiody, čaściakom naŭprost padavaŭ ruku praź plačo. Tut ža, poruč, biehała niekalki kaljanščykaŭ u fartuškach. Prynamsi adzin ź ich, jak padałosia Nieściaroviču, mieŭ vytatujavanuju nievialičkuju karonu na ščace — niby ślazinku. Stylizavanaja karona z zubcami ŭ formie ikłaŭ — simvał hetaha šynka. Takaja ž samaja karona na Pašavym srebranym sihnecie na levaj ruce. Zołata jon čamuści nie lubiŭ.

— Jehieria? — Paša znoŭku źviar­nuŭsia da Dašy.

— Nie-­ie-t, vina. Krasnoho.

— Katiuša­-a-­a­-a, vina damie! A my poka fotki posmotrim, kupił na dniach…

Kalekcyjaniery, jak viadoma, pa­dzialajucca na dva typy. Pieršy — heta tyja, chto chavaje svaje skarby i dryžyć nad imi ŭ hłybokich piačorach nieramantavanych chruščovak, jak hnomy ŭ kazkach. Druhi — tyja, chto atrymlivaje asałodu ad deman­stra­cyi zboraŭ, a časam ź lohkaściu doryć pradmiety siabram ci kaleham: nahulaŭsia — i chopić. Paša naležaŭ da druhoha typu. Hetym razam jon pakazvaŭ na płanšecie skany zdym­kaŭ nieviadomaha fatohrafa z pa­darožža ŭ Turki­stan u 1910-­ch, napiaredadni Vialikaj vaj­ny. Z čorna-­biełych bačynaŭ uśmi­chalisia raskosyja dzieci ŭ łachmanach, suvory kačeŭnik u karakule­vaj šapcy stryh barana, jahonyja suplamieńniki źbirali albo raz­bi­rali jurtu, a pad šyrokim stepavym niebam z pahardaj hladzieli na padarožnika ci toje mahiły, ci toje malelni, składzienyja ź dzikaha kamieniu.

Kab lepš razhladzieć zdymki, Nieściarovič padsunuŭsia bližej da Dašynaha plača, schavanaha pad biełaj cišotkaj, navat źlohku kra­nuŭsia jaho niaholenym padbarodździem, adčuŭšy siarod tytuniovaha smu­rodu lohki pach jaje parfumy. Daša azirnułasia, na imhnieńnie ich pohlady sustrelisia. U jejnych zialonych vačach hareŭ ahoń, jaki padaŭsia jamu vielmi znajomym, ale… Zrešty, moža, nie vočy, a tolki ahoń? Jaje tvar užo nie vyhladaŭ čužym i štučnym, ale Daša jak maha chutčej znoŭku ŭtaropiłasia ŭ płanšet z dalahladami Turkistana. Mabyć, kab nie razdražniać haścinnaha haspadara hetaha prytułku samotnych dušaŭ.

***

Kłasik revalucyi pisaŭ, što niama lepšaha, jak razhladać knihi z ču­žoj biblijateki na «levaj chacie», kali ty «syšoŭ na dno», kali ni­vod­naja miarzota va ŭsim śviecie nie viedaje tvajoj łakacyi. Tania pravodziła palcami pa kara­škach vydańniaŭ, niby hrała na farte­pijana: čornaje, biełaje, znoŭ čornaje… Kiplinh, Łambrazo, Hierbiert Uełs… Dziŭ­ny nabor. Jana nie viedała słovaŭ kła­sika revalucyi, nie čytała «Vajny ŭ natoŭpie». Revalucyja była dla jaje ramantykaj pankaŭskich kan­certaŭ maładości, pryhožym łozunham na cišotcy albo hrafici na ścianie — adnym vohniennym słovam, jakoje niekali mahło źmianić žyc­cio. Niekali… Zrešty, heta nie pieraškadžała joj razhladać kni­hi. Pra jaje miescaznachodžańnie sa­praŭdy nichto nie viedaŭ. Nichto, aproč Nieściaroviča.

U kvatery było jašče šmat ci­ka­vaha, časam niezrazumiełaha. Skažam, mapa Minska na ścianie vyhladała całkam da miesca: «Jon z Horadni, vidać, jašče nie zvyksia, čamu nie?» Bieły biust Mickieviča na padakońni — heta navat ramantyčna. Tania ŭśmichnułasia, uziała jaho ŭ ruki i, pakruciŭšy, pastaviła na miesca. A voś jašče biust: čorny… plečy, šyja — usio niby čałaviečaje, ale hałava — masiŭnaja, z vykručanymi rahami, nalitymi žy­łami pa bakach, poŭściu i via­liz­nymi pustymi vačyma biez zrenak. «Boža, što heta…» — dziaŭčo spačatku padniesła ruku, kab kranucca, ale tak i nie navažyłasia, chutkim rucham adsunuła dałoń na­zad. Prałyknuŭšy ślinu, jana ledźvie čutna pramoviła ŭhołas: «Minataŭr».

***

— Prinies, vot! — zapychany chłopiec u puchaviku znoŭku vypłyŭ ź ciemry.

— M­-m-m­-m, mołodie­-je­-jec, ono? — Paša pakazaŭ vačyma na butelku­-štof z kvadratnym doncam.

— Uhu.

— Čiem dokažieš?

Bačna było, što chłopiec iznoŭ razhubiŭsia: amal tak ža, jak na pačatku, kali byŭ adpraŭleny pa butelku na inšy kaniec horada. Paśla paŭzy jon rezkim rucham skinuŭ puchavik, zakasaŭ kašulu pa łokać, dapamahajučy sabie zubami, i, urešcie, raskarkavaŭ sasud. Prazrystaje źmieściva paciakło pa palcach, maleńkimi kropielkami spadajučy na padłohu. Niekalki stolikaŭ pobač spynili razmovy, dziaŭčo niepadalok ad Nieściaroviča schavałasia za mažnuju śpinu Jahora.

— Davaj, davaj, huŝie! — Paša, nie vypuskajučy trubki kaljana z vusnaŭ, nastrojvaŭ videakamieru na smartfonie.

Urešcie chłopiec pstryknuŭ za­pal­nič­kaj i pavolna, niby niesučy apošniuju zapałku va ŭsim śviecie da ratavalnaha vohnišča čałaviectva, nabližaŭ ahoń da dałoni. V-u-u-uch! — siniaje połymia apanavała ruku, niechta ź dziaŭčat za stolikam kryknuŭ, upała niešta mietaličnaje: nož ci videlec… Chłopiec reflektorna źbivaŭ połymia ab džynsy, ab pinžak, pakul adzin z aficyjan­taŭ, toj, z tatujavańniem­-karonaj na šča­ce, jaki apynuŭsia pobač, nie nakinuŭ na «žyvuju pachodniu» koŭdru.

— Uau-u­-u­-u-u, kłas! — Paša na­cisnuŭ na stop, adkłaŭ smartfon i zaplaskaŭ u dałoni.

Vakoł pačuŭsia śmiech, niechta vy­dych­nuŭ z palohkaj, pierad tym jak padtrymać apładysmienty.

— Nu, budźma?!

— Budźma!

— Hej!

— Budźma!

— Hej!

— Budźma!

— Hej! Hej! Hej!

Maleńkija batyskafy z samaho­nam, tekiłaj, romam, biechieraŭkaj dy ŭsialakaj usiačynaj papłyli pa zale skroź akijan dymu, kab na imhnieńnie źlicca ŭ pacałunku, a pa­śla pieralić svajo źmieściva ŭ straŭ­niki i hałovy haściej. Pa­kut­niku, jaki, vidać, praćvierazieŭ pa­śla «fajer­šou», taksama nalili ki­li­šak. Tol­ki zaliŭšy ŭ siabie samahon dy jašče raz zirnuŭšy na dałoń, jakoj, viadoma, ničoha nie stałasia, jon paviesialeŭ, pačaŭ uśmichacca dy navat adhukacca na žarty z usich bakoŭ.

— Žarienym zapachło, kłas!.. Jeŝie raz? Tut nie vsie śniali prosto… — Paša prahnuŭ praciahu šou.

Vakoł z-­za stałoŭ u bok chłopca paciahnulisia ruki z zapalničkami: pad ahulny rohat kožny druhi hatovy byŭ padzialicca maleńkim ahieńčykam z kišeni. Chłopiec, adnak, byŭ nie ŭ zachapleńni ad idei dy admoŭna zachitaŭ hałavoj.

— Et chiernia vsie, lej mnie, — adniekul zdalok u bok epicentra padziejaŭ spružynistaj chadoj na­bli­žaŭsia taŭstun hod tryccaci ŭ kalarovaj cišotcy dy akularach. Kali Nieściarovič usio pravilna za­pomniŭ, jon pracuje ci pracavaŭ raniej u «Biełavija». — Lej mnie na ruku!

Zaŭvažyŭšy nierašučaść na tvary «fajerščyka», taŭstun sam uziaŭ butelku, jakuju nichto nie pa­śpieŭ zakarkavać, i abliŭ ruku ažno pa łokać. Zdajecca, navat dziełavita prasačyŭ, kab śpirt pa­kryŭ maksimalnuju płošču. Zvyčajna tak nazirajuć za alejem, jaki raźlivajecca pa patelni pierad zasmažkaj bulby­fry.

Znoŭku pstrykańnie zapalni­čki — i znoŭku słup bieła­błakitnaha vohnišča. Roźnica była ŭ tym, što taŭstun nie kinuŭsia hasić jaho adrazu, ci toje aśmialeŭšy paśla ŭdałaha zakančeńnia papiaredniaha ekśpierymientu, ci toje… naŭprost «padvis» na momant, pakul połymia šuhała vodbliskami ŭ linzach jahonych akularaŭ. Cikava, što jon tam uba­čyŭ? Kudy hladzieŭ? Ci niechta hladzieŭ adtul na jaho?.. Situacyju znoŭku ŭratavaŭ aficyjant, połymia źnikła pad koŭdraj.

— Bł….ia-­ia-­ia! — tvar taŭstuna skaziŭsia, a vočy pieraŭtvarylisia ŭ taniutkija składački, schavanyja pad šklanymi ščytkami ŭ modnych rahavych apravach, cieła sahnułasia napałovu.

Da chłopca padbiehła davoli vulharna razmalavanaje, jak padałosia Nieściaroviču, bialavaje dziaŭčo ŭ bliskučaj sukni, jakoje dahetul siadzieła pobač z byłym albo dziejnym supracoŭnikam avijakampanii. Razam z aficyjantam jany paviali niaŭdachu ŭ sutareńni, adkul možna było trapić jak na vulicu, tak i ŭ prybiralniu ci na kuchniu, dzie jość chałodnaja vada.

— Katiuš, lda jemu priniesi! — viała adazvaŭsia Paša ŭ bok aficyjantki­-kotki ŭ čornym fartušku. Dziaŭčo z sabranym u chvost vałośsiem dy kalcom u nosie ki­nu­łasia dahaniać kampaniju, što supravadžała «paranienaha».

«Dałba…b, čo. Každyj sam ku­źniec svojeho… niesčasťja», — Pašu vypadak nie asabliva zasmuciŭ, apošnija słovy jon pramoviŭ pabłaž­livym tonam nastaŭnika pa fizicy, jaki tolki što pravioŭ z vuč­niami ekśpierymient. Stoliki pobač taksama chutka pra ŭsio zabylisia dy viarnulisia da śvieckich razmovaŭ — «Bachniem po sto?»

«Cikava tolki, što jon tam uba­čyŭ, u ahni?» — pralacieła dumka ŭ hałavie Nieściaroviča, chutka, niby ryba brochnuła niedzie la bierahu, pakinuŭšy koły na imklivaj pavierchni patoku niaspynnych vo­bra­zaŭ i asacyjacyjaŭ. Jon vypiŭ. Daša taksama łyknuła z kielicha svajho čyrvonaha, a paśla źlohku ablizała akrajčykam jazyka tonkija vusny. Ich pozirki znoŭku sustrelisia.

— Ty pališ? — Nieściarovič u momant adkinuŭ nadakučlivyja dumki dy ŭśmichnuŭsia dziaŭčynie.

***

Tania zmušała siabie čytać z płan­šeta, zachutaŭšysia ŭ koŭdru na kanapie ŭ studyi. Ale kniha, niešta tam z režysury ci apieratarskaha majsterstva, nie davałasia: li­tary nie składalisia ŭ słovy, słovy ŭ skazy, abzacy treba było pieračytvać pa dva­try razy, kab niešta zrazumieć. Jejnyja dumki byli daloka, a čytać niešta ŭ takim stanie — pakuta, nie inakš. Urešcie jana adkinuła płanšet dy ŭtaropiłasia ŭ stolu: «Boža, što ja tut rablu…»

Spačatku, ź miesiac tamu, usio padavałasia joj kazkaj: razmovy pra litaraturu, takt, zvaroty na «vy». Tak, jon dziŭnavaty, byvaje. Tak, nie ŭsie jahonyja siabry joj padabalisia — ad adnaho vyhladu Pašy pry pieršaj i adzinaj sustrečy jaje kinuła ŭ dryžyki: «Irakiez, mahierka pad XVII stahodździe, kažuch… Chto heta?» Ale ž siabry nie radnia — siońnia jość, zaŭtra nie. Ścierpicca, nie hałoŭnaje.

Urešcie, žančyny lubiać zahladać u Nieściarovičavy šklanyja šeryja vočy, a jon kali vypje… staje zanadta kamunikabielnym i… Nu i što? Nie čytać ža praz heta jahonyja sms­ki, nie być durnicaj, nie­-nie­-nie… «Reŭnaść — prykmieta niaŭpeŭnienaści ŭ sabie» — hetuju frazu Tania navat na forzacy štodzion­ni­ka prapisała, kab nie zabycca.

«Telefon, tak! Urešcie, ja chaču spakojna zasnuć…» — Tania paciahnułasia da biełaha korpusa smartfona, jaki lažaŭ na padłozie pobač, kab, jak što, ničoha nie prapuścić, ale… Vyklikaŭ nie było. Adhartaŭšy da zapisu «Kachany», jana skamianieła na imhnieńnie, jašče raz hlanuła ŭ akno, na stolu, zapluščyła vočy, hłyboka ŭdychnuła i, paličyŭšy ŭ hałavie da siami, vydychnuła. Vyklik. Pajšli hudki… Pieršy. Druhi. Piaty. Siomy….

«Nu bł…, kakova ch…ia?!» — hetyja słovy jana pramoviła ŭhołas, amal prakryčała. Niešta ŭsiaredzinie zmusiła vymavić choć niešta, chaj i nie ŭ słuchaŭku, chaj jon nie pačuje, chaj jaje nichto nie pačuje siarod hetaj pustečy praklatych nieabžytych ścienaŭ. Smartfon palacieŭ na padłohu i nie raźbiŭsia tolki tamu, što trapiŭ na puchnatuju pavierchniu dyvana, jaki, zdajecca, jašče zachoŭvaŭ ich učorašnija siłuety… Ale toje było niby sto hod tamu.

Jana skiravałasia da dźviarej… Klamka, uvierch, uniz, jašče raz… Za­čy­niena. Klučy? Tak, klučy! Lu­sterka, hački, mać ich, palički, tumbački, dzivacki parasol z draŭ­la­naj ručkaj… «Ni ch…ia tut niet… Ni ch…ia!» Joj chaciełasia kryčać, ale rot adno adkryŭsia, kab nabrać pavietra, nibyta ŭ rybiny, jakaja trapiła ŭ nierat da sprytnaha łaŭca. Chaciełasia łyknuć ślinu, ale ŭ rocie ŭsio vysachła. Jaje huby źlohku dryželi.

Prychiliŭšysia śpinaju da čornych mietaličnych dźviarej z matavaj pavierchniaj, jana ŭrešcie zaplu­ščyła vočy dy pavolna spaŭzła na padłohu, tak i sieŭšy na dyvanku z hatyčnym nadpisam. ‘Salve' — heta pryvitańnie pa­-łacinsku. Tak jon tłumačyŭ, kali jana ŭpieršyniu zaj­šła ŭ hetuju kvateru. Tłumačyŭ i ŭśmichaŭsia. I vočy jahonyja śmia­ialisia… «Končanaja… Za što?» — dziaŭčo apuściła hałavu na dałoni, a ka­vałak koŭdry, što prykryvaŭ jaje niezapatrabavanaje siońnia maładoje cieła koleru bronzy, spoŭz na kafielnuju padłohu, ahaliŭšy hrudzi dy zaćviardziełyja ad choładu smočki. Narešcie, jana ŭhołas zapłakała.

***

— …Nu, vojna, i čo? Tam, vo vsiakom słučaje, piervyje lica strany pod «Zdravstvuj, čužaja miłaja» nie zažihajut. Uhu. Tam kultura, tieatr, kino. A tut? Dieńhi, — Daša vypuściła šery strumień ź loh­kich, — tožie tam…

— Viedaješ, ja dumaŭ, kaho­-o-­o ty mnie naha­a­advaješ…

— N­-u-­u-­u, i? — jana ŭśmichnułasia i pabłažliva pahladzieła na Nieścia­roviča.

— Hetyja vočy… Ja ich bačyŭ. U Bierlinie, — Nieściarovič niekalki razoŭ machnuŭ rukoj, nibyta Bier­lin znachodzicca tam, za ścienkaj, — i paśla. Tut… U Kur­-r-­rapatach.

— Hdie, prosti?..

Jon zaciahnuŭsia, na imhnieńnie ŭta­ro­piŭ­šysia ŭ kancertnuju afišu na ściency, paśla čaho rasčaviŭ niedapałak u prazrystaj popielnicy. Jany palili ŭdvoch na draŭlanaj łaŭcy la vychada. Pieryjadyčna pa toj bok prazrystych šklanych dźviarej pranosilisia taksi, a pa padłozie praślizhvali cieni minakoŭ.

— Nie važna.

— Nie važno, — jana znoŭku ŭśmich­nułasia i akuratna prybrała pasmu vałasoŭ ź iłba: miž palcaŭ była zacisnutaja tonkaja cyhareta.

Sprytnym rucham Nieściarovič za­pu­ściŭ dałoń u hetyja kurčavyja vałasy, namacaŭšy šyju, dy pad­ciahnuŭ dziaŭčo da siabie, smakujučy tonkija vusny. Jahonaja levaja ruka tym časam užo namaca­ła sumioty hrudziej. Daša była biez stanika, a Nieściarovičava ruka ŭžo schavałasia pad biełaj cišotkaj… Daša voj­knuła, nie adryvajučy vusnaŭ, adno pry­ad­kryła na momant bliskučyja apantanaściu zialonyja vočy: jaje pravaja ruka z cyharetaj była biezdapamožna vyciahnutaj u pustku.

Nieściarovič ačomaŭsia adno, kali z vulicy pačułasia kananada. Salut. Značyć, užo dvanaccać. Vodbliski ahniu adbivalisia ŭ šybach stalinki nasuprać, a ŭ pryparkavanych aŭto ŭniz pa Marksa pačała spracoŭvać sihnalizacyja.

— E-­e-ej, — hetym razam užo Tania pakłała jamu ruku na patylicu, źlohku pahładziŭšy vałasy z redkaj siviznoj.

Iznoŭ pacałunak, i jahonaja ruka ŭžo spuskajecca nižej jejnaha pojasa, adčuvajučy ciapło ŭnutranaha boku ściohnaŭ, švo pakrovu sinich džyn­saŭ, mietaličnuju małanku, na­re­šcie, dabraŭšysia da krynicy ciapła, jakoje nie mahła schavać nija­kaja vopratka. Hetaje ciapło mieła dla jaho asablivy sens. Pakutujučy ad hałaŭnych bolaŭ prykładna raz na miesiac, jon abaviazany byŭ znajści dziaŭčynu dy naŭprost pakłaści joj hałavu nižej za pojas, la pacha. Niavažna, jakuju dziaŭčynu. Niavažna dzie. Tady, praz chvilin dziesiać­piatnaccać, ad bolu nie zastavałasia i śledu, a sam jon časam zasynaŭ. Hety sposab jon niekali adkryŭ vypadkova, kab nie zabyvacca na jaho ŭžo nikoli. Čamu tak? Jon nie moh patłumačyć.

— M-­m­-m, chorošo, — u prajo­mie stajaŭ Paša, zadavolena ŭśmichajučysia dy ściskajučy ručku pałki.

Nieściarovič spačatku tuzanuŭsia, ubačyŭšy karžakavatuju fihuru, što ŭpirałasia plačom u ścianu ź nietynkavanaj cehły. Daša ŭ momant adsunułasia ŭbok dy tylnaj častkaj dałoni vycierła vusny. Chutkim rucham zhasiŭšy niedapałak, jana ski­ra­vałasia da Pašy, śliznuła mi­ma­chodź palcami pa jahonym plačy dy źnikła na leśvicy, što viała ŭ asnoŭnaje pamiaškańnie. Paša pravioŭ jaje pozirkam, kab zatym źviarnucca da Nieściaroviča zvyk­łym iraničnym tonam:

— Zahrustił? Čo, po 50?..

***

— Eto Vova, — Paša ŭkazaŭ na nievysokaha ščupłavataha chłopca ŭ pinžaku z chudarlavym tvaram i loh­kaj niaholenaściu. — Ja pro nieho rasskazyvał, on rabotał v Śjera-­Leonie, kažietsia, u­kche­k-che­e­e, — pakul Paša kašlaŭ, Vova, jaki siadzieŭ tut ža, uśmichnuŭsia i žestam pakazaŭ, što idzie ŭ prybiralniu. — Stoj! Ładno… Tak vot, on tam… Pomnitie istoriju pro isčieznuvšieho rośsijskoho hieołoha? Uhu, čitali. Tak vot. Jeho iskali, dumali, v plen kto vział dla vykupa ili sjeli… Vsie okazałoś intierieśnieje…

—Da-­da, v lentie «febe» kto-­to postił… — Jahor jašče macniej pry­abniaŭ svajo čarniavaje dziaŭčo. Była ŭžo prykładna druhaja hadzi­na nočy, i kamjunici kančatkova pieraŭtvaryłasia ŭ kupki pa inta­resach: niechta tančyŭ, niechta spaŭ tut ža, niechta, chistajučysia, ciahnuŭ partniora ŭ prybiralniu…

— Tak vot, — Paša praciahvaŭ, — etoho hieołoha vsie­-taki našli… Miertvoho. Jeho vziali v plen, posadili v jamu ili kuda-­to tam. No nie dla vykupa…

— A začiem?..

— Słušaj! — Paša machnuŭ rukoj i admoŭna pachitaŭ hałavoj. — K niemu každuju noč vodili bab. Iz plemieni. Nu, čtoby on ich tr…chał, ili oni jeho… a vožd́, ili tam šaman, sčitał, čto tak ułučšajet hienofond svojeho… komjuniti, — Paša zaciahnuŭsia kaljanam. — Tak i zatrachali.

— Žie­-je­-je-sť, — Jahorava dziaŭčo prykłała dałoni da vusnaŭ, zra­biŭ­šy vialikija vočy.

Nieściarovič adno ŭśmichnuŭsia dy paciahnuŭsia pa čarku… tam było ŭžo pusta.

— Davaj siuda, — tut ža ada­zvaŭ­sia Paša.

— Nie­nie, pakul chopić, — Nie­ścia­rovič pryŭstaŭ. — A kolki času?

— Jakaja roźnica? — Paša časam lubiŭ vydavać karotkija frazy pa­-biełarusku. — A, Daš, kakaja ra­źnica?

— Niet raźnicy, — paŭšeptam pa­hadziłasia Daša, chavajučy ŭśmieš­ku ŭ kielichu.

— Ja… zaraz, — źlohku chistajučy­sia, Nieściarovič padniaŭsia, sprabujučy zrazumieć, dzie pakinuŭ svaju kurtku.

Dabracca da jaje było niaprosta: źvierchu vyras užo ceły sumiot z palito, dublonak, šalikaŭ dy ŭsialakaha roznaha. Aha, voś, jość. Telefon u kišeni…

Na miescy. «Kacionak». Dva prapuščanyja. Nieściarovič ścisnuŭ skivi­cy. «Pierazvońvać? Zaraz?..»

— E-­e-j, nu čo tam? — Paša praź plačo huknuŭ ź inšaha kanca zały.

— Zaraz, chvilinku.

«Nabrać, kab nie škadavać pa­śla» — farmuloŭka padałasia Nieściaroviču davoli pierakanaŭčaj. Pieršy hudok. Druhi. Treci. Piaty… «Śpić? Vierahodniej za ŭsio… Bł…!» Nieściarovič pavolna pra­vioŭ dałońniu pa niekalki dzion niaholenym tvary, niby namacvajučy znajomyja kontury, kab zrazumieć: heta jašče jahony tvar albo ŭžo nie. Raspluščyŭšy vočy, jon zaŭvažyŭ na sabie niečy pozirk. Heta jana, Daša, padniała kielich, ni­byta pjučy za jaho zdaroŭje, a zatym ledźvie bačna liznuła krajčykam jazyka ścienku kielicha i tolki paśla pakaštavała, nie adryvajučy ad Nieściaroviča smarahdavych vačej.

— Ty vsie­-je-­ie­-je? — Paša kinuŭ u bok Nieściaroviča, jaki ŭžo na­ciah­nuŭ na adnu ruku kurtku i z cy­haretaj rašuča skiroŭvaŭsia ŭ su­ta­reńni, za jakimi było vyjście.

— Nie, ja pakuryć.

— Tut kury.

— Ja… zaraz.

Dźviery narešcie hruknuli za jaho­naj śpinaj. Chłopiec zašpiliŭ kurt­ku, pstryknuŭ zapalničkaj i puściŭ pieršy strumień dymu ŭ maroznaje pavietra. Na vulicy z prykrytymi biełaj koŭdraj chod­ni­kami było pusta. U pramianiach lich­ta­roŭ było vidać, jak ź nieba niaśpiešna spuskajucca nievahomyja śnia­žynki. Niekalki kryštalikaŭ apuściłasia na jahonuju dałoń, jakaja ściskała cyharetu. Nieściarovič navat paśpieŭ acanić harmoniju ich daskanałaj kanfihuracyi, jakaja praź imhnieńnie pieraŭtvaryłasia ŭ ništo.

***

U voknach Nieściarovičavaj kvatery ŭžo nie było śvia­tła. U kuchni­studyi na kruhłym stale ź ciomnaha dreva stajała samotnaja śviečka. Ahaniok čas­počas vyhinaŭsia z boku ŭ bok: adzin škłopakiet byŭ pryadčynieny, praz ščylinu ŭ pamiaškańnie zalatali redkija śniažynki, kab tut ža pieraŭtvarycca ŭ kropielki vady na biełym płastyku padakon­nia. Vodbliski śviatła tančyli na niamieckich piŭnych kuflach, kalekcyju jakich sabraŭ arendadaŭca kvatery, na akvareli z vyjavaj paryžskaj kaviarni, što visieła nad kanapaj, na čornym skulpturnym abliččy Minataŭra.

Na kanapie, zachutaŭšysia ŭ klatčatuju koŭdru, nieruchoma lažała Tania. Pobač z łožkam, na padło­zie, sumavaŭ pačaty pačak «Sobra­nie»: jana usio ž taki znajšła zanačku Nieściaroviča, kab zaciahnucca ŭpieršyniu za apošnija dva hady. Jaje kaštanavyja vałasy byli raskidanyja pa skamiečanaj čornaj cišotcy. Jon lubiŭ, kali jana hatuje jeści, majučy na sabie z adziežy tolki hetuju cišotku — jahonuju cišotku.

***

Kaniešnie, taksi možna było vy­klikać adrazu na Marksa albo spy­tać Kolu, jaki tradycyjna dastaŭlaŭ jahonaje słabaadekvatnaje cieła dadomu, ale Nieściarovič chacieŭ syści adsiul jak maha chutčej. Čamu? Bo ŭ hetym mistyčnym miescy nie projdzie i piaci chvilin, jak źjavicca trojka­druhaja nahodaŭ, kab zastacca. Urešcie, «kacionku» jon abiacaŭ, što vyskačyć «na hadzinku-­paŭ­ta­ry, pavitacca». Mahčyma, pry­znaŭ­šy niekali, što łhać — aba­viaz­kovy elemient žyćcia i ka­mu­ni­kacyi, na padobnyja drobiazi ŭžo nie źviartaješ uvahi.

Vulicu Marksa jon prajšoŭ chiba napałovu, voś užo i skvier ź Dziar­žynskim zastaŭsia za śpinaj. Za­raz maje być skvier, a tam užo i vakzał. Choć niejkaje taksi dy jon tam vyłavić. Urešcie, špacyr u takim stanie — štuka karysnaja, śvia­žej­šym dojdzieš. Ludziej na vu­li­cy nie było. Tam­siam, niby hil­zy ad snaradaŭ, stajali pustyja ciom­nyja butelki ad šampanskaha albo drabniejšyja i prazrystyja — ad harełki. Pieryjadyčna dzie­nidzie jašče hučali samotnyja vybuchi, niby li­nija frontu pra­cho­dzi­ła zusim pobač, ale haradžanie akazalisia nastolki pjanymi, što nie nadali hetamu značeńnia…

— Sihara budziet?

— Nie, — Nieściarovič źlohku ryp­nuŭsia, bo nie zaŭvažyŭ pary chłop­caŭ u viazanych šapačkach na vočy, što vyjšli z bramy adrazu za jaho śpinaj. Adskanavaŭšy ŭ momant čornyja siłuety, jon rušyŭ dalej.

— Alo!.. Siuda idzi!

Nieściarovič adno ŭśmichnuŭsia, ale vyrašyŭ nie abaročvacca.

— On že sam kuryt, p..dr, b…!

Tut niešta zrušyłasia ŭ jahonaj hałavie, niby niechta nacisnuŭ knopku, paśla jakoj sistema ŭklučaje avaryjny režym. Unutrany ekran pierafarboŭvajecca ŭ čyrvony. Mah­čyma, heta turemnaje zaplečča, u jakim isnuje pieralik niedaravalnych słovaŭ. Mahčyma, ałkahol. A moža, usio na kupu. Jon spyniŭsia dy raźviarnuŭsia na 180 hradusaŭ:

— Povtori.

— On chacieł skazać, — ini­cyja­tyvu ŭziaŭ druhi «piera­moŭ­ščyk», vyšejšy i chudarlaviejšy za pier­šaha. Jahonyja ruchi vyhladali davo­li skaardynavana dla čałavieka na­padpitku, a słovy jon sprabavaŭ pramaŭlać navat ź intanacyjaj, — što jemu nie nravicca tvaja pidar­skaja pachodka!..

Nieściarovič rušyŭ u bok pary. Napierad, niečakana, vyjšaŭ pieršy «parłamiencior» dy pasprabavaŭ scha­pić Nieściaroviča za kaŭnier. Toj źbiŭ ruku, złaviŭ jahonaje zapiaście levaj, a pravaj zrabiŭ zachop pad nahu, zakinuŭšy praciŭnika sabie na śpinu — vu­u­-u­-uch! — adzin abarot i možna skidać nazad. Cieła, niby miašok, pavaliłasia ŭ śnieh, sabrany ŭ hurbu la taniutkaha dreŭca na krai chodnika.

U hety momant sam Nieściarovič ledźvie nie straciŭ raŭnavahu, a kali abiarnuŭsia, pierad im, zusim blizka, byŭ užo tvar druhoha, vyšejšaha, u šapcy na samyja vočy. Buch! — udar prylacieŭ źnizu i trapiŭ akurat u skivicu. Nieściarovič upaŭ na niejkija prystupki i jašče paśpieŭ ubačyć padešvu, što niekalki razoŭ apuściłasia na jahonuju hałavu. Bolu jon nie adčuvaŭ. Jamu padałosia, što niechta naŭprost vyklučyŭ śviatło albo vyciahnuŭ z razietki štekier ad staroha kampjutara, ba­ta­reja jakoha samastojna ŭžo nie trymaje zaradu. Ekran zhas.

***

Jahor, toj samy, z kranutaj si­viz­noj baradoj, aściarožna rabiŭ krok za krokam pa hałoŭnaj zale kaljannaj, niby išoŭ polem boju, dzie ziamla była vysłanaja dzia­siat­kami trupaŭ. Tut i tam la­žali nie­pry­tomnyja cieły ha­ściej, paasob­ku albo ŭ abdymku, z zadra­ny­mi spadnicami albo zhublenym ča­ra­vikam. Padavałasia, što nie­chta admysłova stvaraŭ hetyja kam­pa­zi­cyi, dapasoŭvajučy siužety i pier­sa­nalii, niby pisaŭ manumientalnaje pałatno batalnaha žanru. Voś, naprykład, pakocanaja i pie­ra­bin­tavanaja ruka, vyciahnutaja na samym prachodzie miž stolikami. «Pacan iz «Biełavia», poihrał s ohniem,» — Jahor uśmichnuŭsia dy ru­šyŭ dalej.

Na adlehłaści, la barnaj stojki, jašče tančyli dziaŭčaty-­kotki z ab­słuhi, što ŭžo paśpieli pieraapranuć svaje čyrvona-­čornyja stroi na cyvilny ład. Im było dazvolena pić z hadzinu tamu, voś jany i zažyhali pad «Paint It Black», utva­ryŭšy koła vakoł mažnaha 50­-hadovaha puzana ŭ čornaj kašuli na vypusk, jaki nie chacieŭ zdavacca i zaraz, a 4­-j ranku. Dziaŭčaty, vidać, imknulisia złavić chacia b śled navahodniaj nočy, karystajučysia admaškaj Pašy.

Za barnaj stojkaj tym časam sumavaŭ chudarlavy Vova, hartajučy, mabyć, stužku instahrama albo damaŭlajučysia pra novyja vandroŭki i prajekty ŭ Livii, Sudanie ci Samali. Pobač ź im nie było dziaŭčat, a sam chłopiec padavaŭsia całkam ćviarozym, choć uvieś viečar i noč pravioŭ tut… tajamničaja zdolnaść, jakaja, mažliva, užo ratavała jamu žyćcio i była ŭbudavanaj funkcyjaj jahonaha instynktu samazachavańnia. Jahonyja biezemacyjnyja błakitnyja vočy byli skancentravanyja na ekran, a vusny źlohku kranała ledzianaja ŭśmieška.

Samoha haspadara, padavałasia, užo nie cikaviła chada viečaryny dy stan «kamjunici». Jon zalip u manitory płanšeta, zredku pierahortvajučy palcam kalarovyja vyjavy. Pobač ź im lažała nieprytomnaje bialavaje dziaŭčo hod 19­ci ŭ bliskučaj sukiency. Adnoj rukoj jana pryabdymała Pašu, a palcy z pafarbavanymi ŭ bieły i čyrvony paznohciami biazvolna zaviśli ŭ pavietry.

— My pojdiem, Ańka užie nikakaja… — Jahor praciahnuŭ dałoń, kab raźvitacca.

— Ty u mienia razriešienija sprašivaješ? — nie adryvajučy vačej ad manitora, ledźvie čutna pie­ra­pytaŭ Paša. — Mohli by i tut zanočievať. S utra pivka, vsie takoje, m­-m­-m?

— Nie­ie­ie, nu-­u… — Jahor uśmich­nuŭsia. — …A čo smotriš?

— Ikony.

Paša hartaŭ vyjavy abrazoŭ biełaruskaj škoły ikanapisu, zdajecca, sa zboraŭ Mastackaha muzieja. «Šerešaŭskija śviatyja», «Iaan Załatavust», «Uvaskrašeńnie. Sa­še­ście ŭ piekła»… Niekatoryja momanty jon pavialičvaŭ, nabližajučy realnaść ekrana sprytnym rucham palcaŭ pa sensarnaj pavierchni, niekatoryja pierahortvaŭ chutka, nie spyniajučysia.

— Eto staraja biełarusskaja škoła, — Paša prybraŭ ruku bialavaj dziaŭčyny i zaprasiŭ Jahora žestam pasunucca bližej. — Ja nie lublu russkije… nu, vizantijskije. Oni nie živyje. A tut — vsie živoje! Nu vot, śviatyje, kak riebiata voźle sielmaha. Ili vot… Voskriešienije. Vot s Nim, ja ponimaju, chočietsia obŝaťsia! Chočietsia… Ili nie chočietsia.

Paša pieraharnuŭ vyjavu dy ad­kłaŭ płanšet na stoł, dzie siarod pustych kiliškaŭ daharała śviečka, dy ciažka ŭzdychnuŭ, niby zhadva­iučy niešta z dalokaha minułaha. Paśla akuratna zapuściŭ dałoń u załatyja vałasy śpiačaj kniazioŭny, piaščotna hładziačy i łaskajučy jaje, niby kotku.

— Ty chočieš byť bohom?

— Ja?! — Jahor u momant zrabiŭ­sia surjoznym.

— Nie ty… Eto był ritoričieskij vopros. Jeŝie raz… Ty chočieš byť bohom? Ja niet. Byť bohom — značit pro vsiech hrustiť i zabotiťsia. Eto nie moja funkcija. Poetomu ja Miefistofiel, pozdno mieniaťsia.

Paša ścisnuŭ biełyja dziavočyja vałasy ŭ kułak. Z-­pad załatych pasmaŭ čornym koleram adlivali jaho­nyja piarścionki, jakija, pa­da­vała­sia, adbivalisia askiepkami čornaj dzi­ry, što niekali była śviatłom, ale pie­ra­ŭtva­ry­łasia ŭ ciemru dy źjadała dy vyciahvała śviatło z navakolla. Heta byli piarścionki, skradzienyja z kurhanoŭ ci siaredniaviečnych mo­hil­nikaŭ, apošnim, što možna było ada­brać u niabožčyka, adnačasna daŭšy pradmietu druhoje žyćcio. Złaviŭšy śviatło śviečki, srebram hareŭ tolki adzin piarścionak, z vyjavaj karony ź ikłami zamiest zubcoŭ. Dziaŭčo, adnak, tak i nie pračnułasia, a Paša raścisnuŭ kułak i piaščotna pravioŭ dvuma palcami pa jejnaj ščace.

— Zavtra prichodi, u tiebia vied́ dieło ko mnie było, m? — paśla paŭ­zy praciahnuŭ Paša, nie padymajučy vačej na surazmoŭcu.

— Nu, piervoje ž čisło, s Ańkoj pospať…

— Nu, kak chočieš.

— A ty čie, nie śpiš voobŝie?! — Jahor zaśmiajaŭsia, ale niejak niervova.

— A nado?.. — Paša padniaŭ vočy i z uśmieškaj pahladzieŭ na su­razmoŭcu.

— Och­ch­ch… V dieviať?

— Uhu.

— Ok…

— M­m­m, chorošo! Uvidimsia!

Jahor uźniaŭsia dy, chistajučysia, paj­šoŭ na pošuki čarniavaj Ani. Paša laniva pa­ciah­nuŭsia da stała za płanšetam, niečakana dla siabie zaŭvažyŭšy tam śviečku. Paru imhnieńniaŭ jon nieruchoma hladzieŭ u ahoń, zatym skłaŭ vusny ŭ nia­bač­nym pacałunku: «Fuch! Fu­u­uch!» — z druhoj sproby ahaniok zhas, a pad stolu taniutkim viertykalnym matuzkom pabieh lohki strumieńčyk dymu.

***

Aleś Kirkievič naradziŭsia ŭ 1989 u Hrodnie, u siamji historykaŭ. Paśla Płoščy­-2010 asudžany na čatyry hady pazbaŭleńnia voli ŭ kałonii ŭzmocnienaha režymu. Pamiłavany ŭ vieraśni 2011. Pracuje žurnalistam.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0
Kab pakinuć kamientar, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
Kab skarystacca kalendarom, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
PNSRČCPTSBND
12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031