Znajści
Ałharytmičny łacinski varyjant
19.03.2009 / 15:28RusŁacBieł

Niemač

Na hetym tydni ŭ rubrycy «Litaratura» na sajcie NN štodzień publikujem pa adnym dobrym i trochi padzabytym tvory z darobku «Tutejšych» — supołki, jakaja revalucyjanizavała biełaruskuju litaraturu na vychadzie z SSSRu. Ideołaham «Tutejšych» byŭ krytyk Siarhiej Dubaviec. Jon pisaŭ «fikšn» i sam — u biezdakornym suvorym styli, pad mocnym upłyvam francuzskich ekzistencyjalistaŭ, najpierš Kamiu i Sartra. Hetaje apaviadańnie Siarhieja Dubaŭca było źmieščana ŭ zborniku «Tutejšyja» (1989), što vyjšaŭ u dziaržaŭnym — inšych 20 hadoŭ tamu nie było — vydaviectvie «Mastackaja litaratura». Učytajciesia.

Spačatku ja dumaŭ pra žančyn... Ja časta dumaju pra ich na vulicy. A kali apynajusia ź imi ŭ adnym łožku, mnie niaścierpna chočacca pisać! Ja, daliboh, zdatny na niešta hienijalnaje. Asabliva ŭ tuju chvilinu, kali nijak niemahčyma adłučycca da stała.

Potym ja zaŭsiody dakaraju siabie. Bo potym u mianie ničoha nie atrymlivajecca. Ja znoŭ idu pa vulicy i dumaju pra žančyn. Ja dumaju, što ŭ tuju chvilu, kali nie zdoleŭ pisać, žančyna była padobnaja da vialikaje rybiny. Mnie ŭjaŭlajecca akuła ci, u lepšym vypadku, nerpa... Praŭda, nerpa nie ryba, ale nie ŭ hetym reč. Ja dumaju, što toj, chto prydumaŭ rusałak, prymalavaŭ da chvasta druhuju pałovu ad lišniaje vielikadušnaści. A toj, chto paraŭnoŭvaje žančyn z roznymi puchnatymi, łaskavymi navobmacak istotami: kotkami, zajcami, vaviorkami,— vialiki prymityŭ. Asabista ja, kali žančyna pačynaje chvalavać mianie, nie znachodžu dla jaje lepšaha słova, čym žančyna. I ŭsio. Heta — jak spakusa. Paśla taho — ryba. A pierad tym jany ŭjaŭlajucca mnie ptuškami. Sinica, dziatlica, kura... Jany nie chvalujuć mianie. I ŭ hetym — pustavataje, ale, vidać, narmalovaje žyćcio, kali ciabie, adurełaha, nie kidaje to ŭ var, to ŭ lod...

Takim čynam, ja dumaŭ pra žančyn. Mianie ciešyła toje, što dumaju ščyruju praŭdu i nie chłušu sam sabie. Ja navat supakoiŭsia, zabyŭsia pra svajo sapsavanaje natchnieńnie i kročyŭ dosyć upeŭniena, choć i biez mety. Až pakul nie pabačyŭ jaje. Jana išła nasustrač i tak pahladzieła na mianie, što ja adrazu źviarnuŭ u niejkuju bramu. Kab nieprykmietna pahladzieć joj uśled.

Nie skažu, što ja raźbirajusia ŭ pastavach. A jak pačnu razvažać — traču cikavaść. Jašče raniej, čym taja pastava sydzie ŭ natoŭp. Ja ž tolki j prašapču: «Ništo...» Nie nadta kab pažadliva. Prašapču i ahledžusia.

...Hetym razam vakoł byli mohiłki. Znajomyja, ja pamiataŭ ich jašče ź dziacinstva. Miž zadymlenych i ludnych haradskich vulic jany byli bližnim ad domu hajem. I dzied pryvodziŭ mianie siudy na špacyr, u čystaje chvajovaje pavietra.

Uvachodziačy, my spynialisia kala hetaha kamiennaha aniołka na vysokim pastamiencie. I ja razhladaŭ pulchny dziciačy tvar, na jakim daždžy i pył namalavali brudnyja pisiahi. Adnoje kryłca absypałasia, i zamiest jaho ź plečuka tyrčała ržavaja armaturyna. Ja pytaŭsia ŭ dzieda: ci nie tamu aniołak płača, Što jamu balić kryłca? A dzied adkazvaŭ, što pomnikam nie balić. Ale ja adčuvaŭ, što dzied i sam nie nadta vieryć u svaje tłumačeńni.

— Heta naš rod, naša pamiać,— pakazvaŭ dzied na doŭhija šerahi aśniežanych uzhorkaŭ, ź jakich vytyrkalisia pomniki.

Jon spyniaŭsia kala marmurovych plitaŭ i navat u maroz doŭha stajaŭ ź niepakrytaju hałavoju.

— Čamu ty tak doŭha staiš? — pytaŭsia ja. A dzied adrazu išoŭ dalej, znoŭ paŭtarajučy:

«Heta naša pamiać, našyja piśmieńniki».

Moj dzied i sam byŭ piśmieńnikam, aŭtaram pryžyćciovaha šaścitomnika. Paśla jaho, zdajecca, nie pieravydavali. Ja sprabavaŭ čytać niekalki jahonych ramanaŭ — «Muraviejnicu» i jašče niešta. Jany nie asabliva mianie ŭrazili.

— Kali ty vyraścieš,— kazaŭ mnie dzied,— ty taksama budzieš pisać knihi. A kali pamreš, praz trysta hadoŭ, taksama zojmieš svajo miesca tut. Jak tvaje prodki. Tut uvieś naš rod, naša radzima.

— I ja taksama budu padpisvacca «Žnivień»?..

— Nie,— uśmichaŭsia dzied.— Ty znojdzieš sabie inšy psieŭdonim. Naprykład, Śniežań ci Vierasień. Toje, čaho jašče nie było.

— A «Vierasień» užo byŭ,— piarečyŭ ja.— Jość taki tamatny sok.

— Nu, tady Śniežań,— skančaŭ razmovu dzied.— Śniežań jašče nie zaniaty.

My išli praz mohiłki, i dzied zaŭsiody apaviadaŭ mnie, chto tut lažyć. Ale ja nie słuchaŭ jaho i amal ničoha nie zapaminaŭ. Ja ŭžo tady razvažaŭ pra žančyn. Časam mnie zdajecca, što ja dumaju pra ich ad naradžeńnia. A tady mnie vielmi padabałasia žoŭtaja skulptura niejkaj bahini ŭ zusim prazrystaj sukiency. Ja navat nie vieryŭ, što jana kamiennaja. Paźniej jana niekudy źnikła, i ja staŭ dumać tolki pra žyvych žančyn.

— Heta našaja historyja,— pačynaŭ dzied svaju ekskursiju kala bramy.— Hetym mahiłam sotni hadoŭ. Pa imionach na plitach my prasočvajem minuŭščynu našaje Baćkaŭščyny...

— A heta — pačatak našaha stahodździa,— kazaŭ jon kala kaplicy ŭ siaredzinie kładoŭ. I znoŭ nazyvaŭ roznyja proźviščy.

My prachodzili pad vysokimi chvojami paŭz mahiły dziedavych siabroŭ i nabližalisia da zadniaje aharodžy. Tut jašče zastavałasia pustoje, volnaje miesca, dzie siam‑tam pruchnieła ŭsialakaje pachavalnaje śmiećcie.

— Dziedu,— pytaŭsia ja,— a heta — našaja budučynia?

Ale dzied nie lubiŭ hetaha pytańnia i nikoli nie adkazvaŭ na jaho. Tolki ŭ apošni raz, pierad tym jak zusim źloh, jon skazaŭ mnie:

— Nie durej. Budučynia — heta ty.

A mnie tady padałosia, što jon znoŭ nie zusim ščyry...

Dzieda chavali na toj samaj pustcy. Sabrałasia šmat piśmieńnikaŭ. Spačatku my stajali razam z mamaj, a paśla jaje zaprasili ludzi z arhkamiteta. A ja akazaŭsia siarod muzykaŭ i mižvoli słuchaŭ ichniuju hamanu.

— Vsie‑taki otvykajem my ot etoj muzyki,— kazaŭ skrypač. Jon stajaŭ śpinaju da mianie i, zdavałasia, prosta razvažaŭ uhołas.— Jeŝie sovsiem niedavno — hdie tolko nie usłyšiš: i v parkie, i na ścienie, i po radno. A tiepieŕ... Znajetie, kohda hdie‑to vdruh zaihrajet duchovoj orkiestr, vsie ravno čto — pusť bodryj marš ili vals, mienia každyj raz podtašnivajet. Budto hdie‑to choroniat čiełovieka.

— Značit, po‑vašiemu, miesto duchovoho orkiestra tiepieŕ tolko na kładbiŝie? — spytaŭ bubnar, nie hledziačy ŭ bok skrypača.— Možiet byť... No tohda čto tut diełajetie vy, so skripkoj?

— On riešił, čto raz už nam suždieno vymirať, to nado pomoč vyžiť nas iz pośledniej citadieli! — paśmichnuŭsia trubač i, niby šukajučy zhody, pahladzieŭ na mianie.

— Jerunda... Mieždu pročim, pokojnik v zavieŝanii prosił imienno skripku. Ja dažie słyšał, čto on sam był to li poetom, to li kompozitorom. Pravda, iz miestnych,— skazaŭ skrypač.— Tak čto sohłasitieś, u mienia było bolšie šansov ihrať na siehodniašnich pochoronach. Choť ja i prišieł siuda vpiervyje.

— A my často,— skazaŭ trubač.— Tut, kstati, tolko pisatielej i choroniat. Poetomu i k nam to lirnika, to žalejku, to kakoho‑nibud́ cimbalista pristaviat. Odin raz dažie pianist był. No my privykli. Šopien‑to odin. Hłavnoje, čtoby vy partiju znali.

— Partiju? Si‑do‑si‑la‑sol‑fa‑dijez, «Vospominanije o hieroje», znaju... Pravda, kakoj tam hieroj?!

‑‑ Da,— zhadziŭsia bubnar.— No ludiej mnoho.

— Pokojniku poviezło,— rastłumačyŭ trubač.— Nie každomu tak chorošo orhanizujut.

Tymčasam trunu ŭstanavili kala jaminy. Pajšoŭ śnieh, i vieka nie zdymali. Napierad vyjšła niekalki mužčyn. Jany prakierchvalisia, aziralisia pa bakach,— rychtavalisia pramaŭlać.

— Nie nadojedajet vam takaja rabota? — spytaŭsia skrypač.

— Kto jeho znajet,— adkazaŭ bubnar.— Mnie dažie nravitsia etot park, harmonija dierievjev i pamiatnikov. Idieš po alleje i čuvstvuješ, čto vokruh — kakaja‑to tainstviennaja istorija i kakaja‑to kultura. Vsie eto ušło, vymierło, i my ničieho etoho nie znajem. Ludi, kotoryje ležat zdieś, zabrali vsie s soboj...

Ja hladzieŭ, jak śniažynki asiadajuć na jahonaje tureckaje buchała, i čakaŭ, što budzie, kali jon udaryć kałatuškaj.

A kala truny ŭžo vystupaŭ pieršy pramoŭca. Trubnym barytonam jon kazaŭ, što śmierć Žniŭnia zusim nie pavinna aznačać, što pryjšoŭ kaniec leta, maŭlaŭ, Žnivień nie kanie ŭ Letu. Paśla kałamburu razok plasnuli ŭ ładki. Stali vystupać inšyja. Mažny dvuchmietrovy mužčyna padzialiŭsia ŭspaminami pra dzieda, pra toje, jak «charošy druh» lubiŭ źbirać hryby na piśmieńnickich leciščach, a baradaty nievialiki čałaviečak pračytaŭ mudrahielisty vierš pra toje, što niabožčyk nie admaŭlaŭsia ad kampanii. Paśla dzieda zakapali.

Uspaminaju, što ŭ tuju chvilinu mnie strašenna nie schaciełasia być piśmieńnikam. Praŭda, ja ŭžo drukavaŭ vieršy ŭ pijanierskaj haziecie. Adstupać nie było kudy. I ŭsio ž da siońnia siadzić uva mnie taja daŭniaja niechać. Maje knižki lažać u kniharniach, maŭčać krytyki, čytačy nie čytajuć. Dziela kaho pišu? Užo ž nie dla siabie samoha...

Uspaminajučy, ja nabližaŭsia da zadniaje aharodžy mohiłak, tudy, dzie lažaŭ dzied. Tam, na łaŭcy kala mahiły, niechta siadzieŭ. Ja padyšoŭ bližej i schavaŭsia za dreva.

Siarod śniežnych hurbaŭ nieznajomiec u ciomnym pilčaku i biełaj panamie piŭ z rylca vino. Pustyja plaški jon składaŭ pierad saboju, na mahile dzieda. Časam nieznajomiec adryvaŭsia ad pićcia i, źviartajučysia da marmurovaha pomnika, daviŭsia słovami. Niby zakusvaŭ imi.

— Pa‑nima‑iu... Ty sa mnoj ni choŝ‑ŝ‑ŝiš... Ty naŝ‑ŝ‑ŝal‑stva... A ty pie‑ie‑iej... Ty s ra‑boŝ‑ŝ‑im kłasam ni choŝ‑ŝ‑ŝnš... Ta‑da ja sa...

Jon dapiŭ plašku, vypuściŭ jaje z ruk, asieŭ na kaleni i, źbirajučy z mahiły śnieh, staŭ pryharščami zapichvać jaho sabie ŭ rot.

Ja paziraŭ na jaho niby začaravany. Hidziŭsia i ciešyŭsia adnačasova.

Abapioršysia na aharodku, jon ustaŭ, ale, peŭnie, nie moh znajści vieśnički. Tamu pamknuŭsia byŭ pieraleźci. Akazałasia zavysoka. Chacieŭ prasunucca pamiž prutami i nie prałaziŭ. Urešcie jon zvaliŭsia na mahiłu i zamior.

Ja padyšoŭ da jahonaha raspłastanaha cieła i šturchanuŭ čaravikam u bok. Pjany tolki nievyrazna maciuknuŭsia. Tady mnie daviałosia pastavić jaho na nohi i ciahnuć pad ruku nazad, da bramy. Čamuści ŭsio heta ja rabiŭ vielmi achvotna. Čamuści ŭsiaho mianie napaŭniała niejkaje viasiołaje šalenstva.

— Pa‑nima‑iu... Ty naŝ‑ŝ‑ŝalstva...— viorz pjany, zaślapiŭšy vočy i ledź pierabirajučy nahami. Nie raz jon padaŭ, i hetak dabralisia my da bramy.

...Na vulicy ja znoŭ ubačyŭ jaje. Hetym razam jana spyniłasia i skazała:

— U nas z taboj hłybokija vočy...

— Značyć, haračyja vusny,— pramoviŭ ja narychtavany adkaz. Pjanoha pačało vanitavać.

— Škada, što vas dvoje,— chmyknuła jana,— a sa mnoj niama siabroŭki.

I pajšła.

Ja nieprychavana hladzieŭ joj uśled i byŭ hatovy prysiahnuć, što ŭ jaje pieršakłasnaja pastava. Mlava soŭhajučy chvastom, jana źnikała miž vodaraściaŭ‑prachožych. A mnie niaścierpna zachaciełasia pisać. I nie było jak adłučycca da stała. Tolki vusny sami našeptvali niešta.

Moža, j dobra, što zdaryŭsia hety pjantos. Dobra, što jana pajšła i što mianie nie čytajuć. Dobra, kali ty nikomu nie patrebny.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0
Kab pakinuć kamientar, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
Kab skarystacca kalendarom, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
PNSRČCPTSBND
12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031