Znajści
Ałharytmičny łacinski varyjant
04.02.2018 / 17:176RusŁacBieł

Aleś Kirkievič. Łabirynt. Apaviadańnie

Praciah apaviadańnia «Ahoń nas lubić», apublikavanaha ŭ «NN» № 7'2017.

«Miły, ciabie niama doma», — Nieściarovič niekalki razoŭ pieračy­taŭ čatyry słovy, napisanyja siniaj asadkaj na arkušy ŭ kletku. Heta jahony čorny natatnik z žoŭ­tym łahatypam mabilnaj kam­pa­nii na vokładcy, ale počyrk nie jaho­ny. Nachił litaraŭ, intervały, filihranna vypisanaje «M» — usio in­šaje. Heta napisała jana, nieviadoma navošta, nieviadoma, čamu akurat u jaho­nym natatniku, nieviadoma, ci mieŭsia być niejki praciah frazy. «Miły, ciabie niama doma».

Jana pisała heta toj chałodnaj viasnoj, kali bolšaść jahonych sia­broŭ trapiła ŭ SIZA litaralna za paru dzion, na ŭjeździe ŭ horad byli zbudavanyja błokpasty ź miachami ź piaskom, u mietro stajali sumujučyja milicyjanty z AKSU, a na šeruju kostku praśpiekta la ŭvachoda ŭ park Čaluskincaŭ pavolna la­ha­li śnia­žynki, što vysypalisia z šeraha nieba, niby pierje z parezanaj po­du­ški. «Miły, ciabie niama doma».

Jana pisała heta, kali jon źnik biez papiaredžańnia. Źnik, bo ŭžo byŭ «tam» i nie chacieŭ tak zaprasta trapić iznoŭ. Nie papiaredžvaŭ, bo dumaŭ, što jana zrazumieje. Nie zra­zumieła, tamu, siedziačy ŭ pustoj trochpakajoŭcy z rassochłymi draŭlany­mi ramami ŭ voknach, praz ščy­liny jakich usiaredzinu padstupna prabiraŭsia choład, słuchajučy adno marmytańnie viećcia klona, što ros adrazu za bałkonam, uzirajučysia ŭ psicha­deličnyja arnamienty z kvietak na špalerach zdymnaj kvatery, jakija nahadvali ŭnutranuju abiŭku truny, jana vyvodziła: «Miły, ciabie niama doma».

Zaraz niama ŭžo ani jaje, ani doma. Vialiki šery horad staŭsia jašče bolš vialikim i šerym. Ničo­ha niama.

Kali ŭsio skončyłasia, chłopcy pa­vychodzili na volu, leta pieraj­šło ŭ svaju finalnuju stadyju, a «Illa prynios hnilla» i pavodle viaskovych zababonaŭ kupacca było ŭžo nie kamilfo, sam jon viarnuŭsia ŭ Horadniu, dakładniej, pieranios tudy svaju abałonku, pad jakoj užo nie zastałosia «ahniu, jaki nas lubić», adno vuholle, la jakoha jašče možna było pahreć ruki.

* * *

Nieściarovič lubiŭ i nienavidzieŭ Horadniu. Tut prajšło jahonaje dzia­cin­stva, tut ža ŭpieršyniu jon pa­ca­łavaŭsia ŭ padjeździe, dzie pad­va­końni byli zastaŭlenyja vysachły­mi kvietkami ŭ vazonikach, tut žyła niejmaviernaja i nievykazanaja dahe­tul lehienda pra horad karaloŭ Rečy Paspalitaj dy anarcha-pankaŭ z «Kaljana». Adnačasna heta byŭ horad miortvych, dzie ludzi zanadta časta nahadvali ruiny Staroha Zamka, sa ścienaŭ jakoha štohod pa načoch advalvalisia kamiani dy kacilisia, kacilisia, kacilisia, padskokvajučy, kab spynicca adno na chodniku ŭźbiarežža, tradycyjnaha «miesca źjomu» pa viečaroch u vychodnyja, tak i nie trapiŭšy ŭ chvali Niomana. Ruiny taho samaha zamka, jaki nie maje kniazia, jakomu nie patrebnyja ani ścieny, ani kamiani. Tak i z horadam — ludzi tut lišnija. Ludzi i ruiny. Ludzi-ruiny…

Nieściarovič adkłaŭ natatnik ubok i zirnuŭ na hadzińnik. Pałova na dvanaccatuju. Treba źbiracca. Ci­­ka­va, da jakoj siońnia pracuje bar (toj adziny, jaki jon kaciravaŭ): da druhoj ci da čaćviertaj? Piatnica, značyć, da čaćviertaj.

Prasłuchaŭšy dziažurnuju miełodyju damafona dy brazhat žale­znych dźviarej padjezda, treba było vykanać abaviazkovy rytuał. Kišeń, zapalnička, «Kemeł-kampakt»… Cvyrk-cvyrk — i da vu­hal­koŭ u voknach susiednich pia­ci­pa­viarchovikaŭ dadajecca i jahony asa­bi­sty ahieńčyk. Liście kaštanaŭ ša­pa­cieła praz drobny doždž, zorak nie było vidać, adno hruvast­kija chmary niaśpiešna paliravali nač­noje nieba, idučy svaim, nikomu nie via­do­mym maršrutam.

Kali hojsaješ pad daždžom, zvy­čajna dobra dumajecca. Pa-pier­šaje, ludziej vobmal, nichto nie pieraryvaje ŭvahi. Pa-druhoje, nabryniałaje vilhaćciu pavietra lepš pravodzić elektryčnaść, što naradžaje dum­ki, ryfmy i znaki prypynku ŭ koratka stryžanaj hałavie. Dumałasia, u ka­tory ŭžo raz, pra ich dźviuch. Tuju, jakaja była ŭ Kurapatach, źje­chała, a paśla viarnułasia, ale heta ŭžo nie mieła značeńnia. I tuju, jakaja nikudy nie źjazdžała i čakała, čakała, čakała… a paśla ŭsio zrazumieła i syšła ź jaho žyćcia, pakinuŭšy dopis u natatniku.

Kažuć, što adziny sposab asensavać svajo «ja» — heta vynyrnuć choć na momant ź biaskoncaha patoku dumak i asacyjacyjaŭ, što pradukuje mozh. Dumki, pa vialikim rachun­ku, heta ž taksama miechanika arhanizma, jak bol, hoład, žadańnie, to bok nie tvajo asensavanaje dziejańnie, a reakcyja na źniešnija faktary. Kali žyćciom kirujuć adno źniešnija faktary — ciabie niama, ty miechanizm. Kali ž ty sam kiruješ svajoj miechanikaj, značyć, ty jość, ty «zasłužyŭ na dušu», zhodna z manichiejskaj jera­śsiu… A voś užo i znajomyja ahieńčyki na Vilen­skaj. Dajšoŭ.

* * *

— Oho-o-o! Viečier pieriestajot być tomnym!

— Uhu…

— Priviet!

— Načnoj hość!

Naviersie pa piatnicach zazvyčaj było bolej narodu, čym unizie — u sklepie, dzie mieściŭsia bar. Ludzi stajali kupkami, siadzieli na chodni­kach albo na vyciertych džynsami mietaličnych parenčach, kidajučysia ŭ abdymki novym cieniam, jakija vy­paŭzali sa zmroku na ahmieńčyk knajpy. Tam-siam užo lažali as­kiepki ciomnaha škła ad piŭnych butelek, a mietraŭ za sto piaćdziasiat cichutka ciakła Haradničanka — jaje nie było čuvać, bo na vulicu vy­nosilisia kałonki: Anakondas, Brutto, Linkin Park — hrała ŭsio na kupu.

— Vasia, davaj jak zaŭždy, — Nie­ściarovič prymaściŭsia na vyso­kim barnym zedliku.

— Š-što? Džyn?

— Uhu.

— S-s-tonikam mahu — nap-pitak anhlijskich k-kałanizatarav.

— Tak-tak, davaj, kab na malaryju nie zachvareć.

— Adzin ma-a-mamient.

I tut pačynałasia mahija. Barmen Vasia, chudarlavy chłapiec u bandanie, fryzuru jakoha Nieściarovič dy i, zdajecca, bolšaść stałych na­vied­nikaŭ nikoli nie bačyli, pa­čy­naŭ biehać, dastavać zhary i stavić nazad niejkija słoiki, bu­telki, lapać dźviercami ladoŭni. Kruty čeł — ałchimik!

Nazirajučy za pracaj barmenaŭ z-za stojki, bačyš niešta nakštałt TV-šou: jany dla ciabie niby ŭ te­le­vi­zary. Bačyš, a dakranucca nie možaš: chiba hrošy pieradać ci ŭziać, što zamoviŭ. Chacia, bolš imavier­na, akurat naviedniki vyhladajuć dla barmenaŭ takimi sabie akciorami: śmiajucca, pjuć, tančać, całujucca, padajuć… Zbolšaha tut usie adzin adnaho viedali, tamu barmenam davodziłasia nazirać usio tuju ž Santa-Barbaru ź niaźmiennymi hul­cami, daŭno prapisanymi cha­rak­tarami dy replikami, abmiežava­naj varyjatyŭnaściu vypadkovych simpatyjaŭ, rukapaciskańniaŭ, ab­dy­mak i mižpołavych kantaktaŭ.

«Diesiať millionov rabov, novoroždiennyj bud́ hotov…» — kryčać dynamiki. Heta Vasieŭ płejlist, chacia Adela, jahonaja na­par­ni­ca, zdajecca, taksama nie suprać. Siońnia jana nie nadta havarkaja: na šyi loh­ki šalik — zachvareła, tamu biez nastroju. Chutka pryjdzie Mark, haspadar knajpy, były hastarbajtar, i zajhraje niejkaja polskaja tema — Lady Pank, da prykładu — dzie ž ty takoje pačuješ u Miensku? A pakul… pakul možna papalić naviersie.

Praciskajučysia pamiž far­ba­­va­­nymi ŭ ružovy dy rudy dziaŭčatami, dobra nakidanymi chłop­cami ŭ kapiušonkach dy bajkach z mudrahielistymi nazovami zamiežnych hurtoŭ, pu­za­ty­mi mužčynami pad 40 u skurankach, jakija tak i za­sta­lisia pankami-padletkami, niahledziačy na łysiny dy daŭhija barody, Nieściarovič narešcie vy­braŭ­sia vonki. Tut zorak nie bačna, jak i abrysaŭ chmaraŭ, adno lichtary dy ahmieńčyki cyharet tutejšaj publiki. Pa karotkim daždžy ŭ pavietry zastyła pryjemnaja śviežaść.

— Darov. Nadołha tut?

— Nie viedaju. Pakul tut.

— Pania-ja-jatna, — jak zaŭždy, ma­­natonna praciahnuŭ Siery, stary znajomiec Nieściaroviča, fatohraf. — A my ź Iraj vyrašyli zabiehčy na ahaniok.

Pobač uśmichałasia Ira, farbava­naje na błandynku zielenavokaje dziaŭ­čo, zachutanaje ŭ kletčatuju čyr­vo­na-čornuju nakidku. Jana, zda­iec­ca, była krychu vyšejšaj za Sieraha, svajho chłopca.

— E-ej, nu čieho krivlaješsia? —

z uśmieškaj pačała nasiadać na muža, jaki zacisnuŭ hałavu ŭ plečy, Ira. — Srazu tak i po-bie­ło­rus­ski… Aha.

— A čo?

— Ničo. Vot on vsiehda na movie, — Ira tycnuła cyharetaj u bok Nieściaroviča, — a ty užie ili tožie vsiehda, ili na russkom davaj. Ja tak nie lublu…

— Ira…

— Dyk a ŭ čym prablema? Siery kaža jak choča. Chaj havoryć choć sa mnoj.

— Otstań, Niestierovič. Ty nie ponimaješ, — tvar dziaŭčyny ź le­­dźvie zaŭvažnym rabacińniem ras­płyŭsia va ŭśmiešcy, zialonyja viadźmarskija vočy zajhrałali. Jana była ruskaj na 100% — dačka vajskoŭca, jaki asieŭ tut hod 25 tamu. — Pošli łučšie vniz — piť.

* * *

Padčas čarhovaha pierakuru naviersie kampaniju atakavaŭ Jura — pa­tłaty zahulały muzyka biez uzrostu (35? 40? 50?.. nichto nie viedaŭ). Jura paviesiŭsia na Nieściaroviča i Sie­raha, što było łahičnym: sta­iaŭ na nahach jon zusim drenna.

— A ja — spas čełavieka!

— Jura, pšoł v pi…! — Ira za słovam u kišeń nie lezła: samaje cikavaje, što pry hetym jana nie pierastavała ŭśmichacca surazmoŭcu.

— Nie, nu sierjozna! Die-je-jevušku spas. Jeje… iznasiłavać chacieli. A ja — spas.

— Jak uratavaŭ? — Nieściaroviča historyja zacikaviła, Siery ž pakul nie vyjaŭlaŭ nijakaj cikavaści dy cicha paliŭ.

Sens akazaŭsia ŭ nastupnym. Z haŭb­ca svajoj panelki Jura ŭbačyŭ niejkaje pierapužanaje paŭapranutaje dziaŭčo ŭ biełych škarpetkach, ima­vier­na, u stanie šoku. Padazvaŭ, spu­ściŭ­sia, taja akazałasia dobra pjanaj dy paviedamiła, što źbiehła ź niejkaha «fłeta» — ad na­padnikaŭ… Jura, vyjaŭlajučy cudy šlachietnaści, za­pra­siŭ madmua­zel da siabie, pakłaŭ u łožak, spra­bavaŭ napaić harbataj, ale taja — vyrubiłasia. Voś i ŭsio.

— Nu, i što dalej? — Nie­ścia­ro­viča cikaviła kancoŭka.

— Ništo. Śpit… navierna, — Jura mocna chisnuŭsia nazad, ale jaho ŭtrymali.

— A ty, to jesť, siuda buchać pri­iechał? — pierapytaŭ Siery.

— Nu da…

— Emmm, dyk a kali jana ŭ stanie šoku pračniecca?

— …

— Dźviery začyniŭ?

— Da-a.

— A znutry možna adčynić?

— Niet.

— A numar tvoj?

— Kakoj «numar»? Kvarciry?

— Bł.., numar telefona svoj — pakinuŭ? Jana pračniecca — paśla stresu i pierapoju — i što dalej joj rabić?

— …

— Aha, śmiešno, — vočy Iry zajhrali, — ja na jeje miestie s domašnieho v mientovku srazu by pozvoniła — 102. Osobienno, jeśli sobytija ona pomnit miestami. A tut — nikoho niet, chata nieznakomaja, zakryto vsie. A jeśli jeje riealno trachnuli?..

Jura pavaročvaŭ hałavu ŭ roznyja baki, ci toje sprabujučy pačuć surazmoŭcaŭ, ci toje — dačytać niepačutaje pa vusnach. Cikava, jaki adsotak infarmacyi jon naohuł razumieŭ?

— A kali jaje realna «trachnuli», radnoj, to całkam vierahodna, što siadzieć buduć nie tyja murziki, a ty, — reziumavaŭ Nieściarovič i za­ciahnuŭsia cyharetaj.

— Ja-ja-ja? Za što? — Jura ras­płyŭsia va ŭśmiešcy ad absurdnaści pačutaha i ŭpeŭnienaści ŭ svajoj biaz­hrešnaści.

— Jak tabie skazać… Tych nie znoj­duć ci navat šukać nie buduć — a ty vuń, pad bokam, buchoj v ž…pu dy jašče achviaru ŭ chacie začyniŭ. Takich na kožnaj zonie pałova siadzić: «dabradziei» dy čeły, što mima prachodzili.

— Striomna, ana že i chatu padžeč možet — v takom sastajanii… — narešcie ŭmiašaŭsia Siery, a paśla paŭzy dadaŭ: — Ili zdochniet prosta.

— Jura-a, na ch… ty tut sdałsia? Domoj jed́, poka nie vyšło čieho! — Ira pačała niervavacca.

— Nie-je-je, nu ja atdychaju tut, rana jechać.

— Jasna, značyć, taksi, bo jon ni­iaki. Razam treba jechać.

— Vmieście? Kuda?!.. — Jura kančatkova zabłytaŭsia.

— Adras kažy svoj!

— Astapoviča, 156A — 21.

— Ira, vyklikaj.

* * *

Daroha była viasiołaj, choć ki­roŭca naŭrad ci čamuści ździviŭ­sia — usialakaje čuŭ, niemałady, sivy, mažny dziadźka, upeŭnieny ŭ sabie i maksimalna flehmatyčny. Jura, jak muzyka, u lubym stanie moh adsočvać miełodyi, što vi­ra­vali pobač, tamu patrabavaŭ to pieraklučyć radyjo, to zrabić huč­niej — kali padabałasia. A jašče sprabavaŭ čas-počas parazvažać pra situacyju sa zhvałtavanaj, ale Nieściarovič jaho šturchaŭ u bok, kab sivy taksist, kryj Boža, nie patelefanavaŭ «kudy treba» paśla raźliku.

«Nie razuvajcieś…» — pra­mar­my­taŭ Jura na ŭvachodzie, choć razuvacca asabliva nichto i nie płanavaŭ. Chałaściackaja kvatera sa svajoj atmaśfieraj nie schilała da takoha rašeńnia navat pry inšych raskładach. Dzie ž jano, cieła? A voś i jano, za dźviercami…

Dziaŭčo, zachutanaje ŭ biełuju miatuju koŭdru, nahadvała sumiot, pa jakim biehali dy hralisia niedarečnyja ahień­čyki navahodniaj hir­lan­dy, što vi­sie­ła pluščom zu­sim pobač, na ścianie. Ružovyja i bła­kitnyja ahieńčyki pavolna haśli, kab pa­śla zaźziać z novaj siłaj, rytmična, choć rytmu hetaha nichto i nie łaviŭ. Prysutnaść «pakutnicy» vydavała adno raskidanyja pa podušcy čornyja vałasy. «Sumiot» byŭ całkam statyčny. Jana choć dychaje naohuł?..

«Ań, Ań, Ania-ja-ja-ja-a!» — Jura palez pieršym budzić svaju novuju znajomuju. «Sjeb….ł», — chłopcy vyšturchnuli Juru ŭ kalidor, kab padyści samim. Puls jość, dychaje! Dziakavać Bohu. Nieściarovič vydachnuŭ. «Tak, pošli vsie von, na kuchniu, bystro!» — tut užo pačała kamandavać Ira, jakoj ciažka było nie padparadkavacca. Zielenavokaje dziaŭčo sieła na ŭskrajku łožka i pačało cicha «kałdavać» nad achviaraj. Zaraz ahieńčyki hrali ŭžo na jaje fryzury dy dalikatnych plečykach.

Na kuchni byŭ poŭny verchał, ba­ta­rei pustych šklanak ad piva na pad­łozie, hara niamytaha posudu ŭ ra­­ka­vinie, stanok dla haleńnia i lusterka tam ža, niejkija dyski ŭ parepanych płastykavych futlarach na stale. Jura niekalki razoŭ pasprabavaŭ uklučyć muzyku, ale jamu nie dali. Haspadar, vidać, pakryŭdziŭsia i asieŭ na zedliku śpinaj da ściany — kab nie ŭpaści.

— Tak, pišy jej zapisku, — Siery znajšoŭ arkuš biełaj papiery i pakłaŭ pierad «dabradziejem».

— A što pisać? — Jura raz­hu­biŭsia.

— Nu-u… Pišy: «Priviet, ty v bie­zo­pasnosti, vsie chorošo, moj tielefon …, skoro budu doma. Zachočieš kofie — voźmi na kuchnie…»

— Ty telefon pamiataješ svoj? — ulez u kuchonnuju dyktoŭku Nie­ścia­rovič.

— Da-a, no on otklučien. Dieniech niet, — Jura pacisnuŭ plačyma i ŭśmichnuŭsia.

— Nu, choć pra kavu napišy — i možaš nazad sjob…ć u svoj bar. Tak u ciabie choć niejkaje alibi bu­dzie, a jana, moža, nie tak spužajecca, kali pračniecca.

U kalidory pakazałasia Ira: «Ona nikakuŝaja, pusť prośpitsia. A u vas tut čto? Čistosierdiečnoje pišieš, Jur?..»

— Jura, nie atvlekajsia, pra kofie napisał?..

Nieściarovič zirnuŭ na tvorčaść haspadara kvatery, ale hladzieć asa­bliva nie było na što. «Pacyjent» dahetul voškaŭsia sa słovam «priviet».

— Pahladzi, — Nieściarovič vy­rvaŭ arkuš u Jury i tycnuŭ u tvar Sieramu, — biez šansaŭ!

— Malčiki, tak nomier jeho pusť napišiet kto-nibud́ iz vas — i vsie, — Ira ŭsio jašče sprabavała ŭra­tavać situacyju.

— Niama ŭ jaho numara, pisać niama čaho…

Niejki čas na kuchni panavała ciša, jakaja, vidać, akazałasia balučaj dla Jury, jaki znoŭ pasprabavaŭ uklučyć bumboks, ale jaho ŭ čarhovy raz pasadzili na miesca.

— Tak, vyklikaj taksi, Ira, pa­iechali, — Siery pačaŭ niervavacca, — a ty — zastańsia tut, prašu pa-narmalnamu.

Jura adno pakruciŭ hałavoj i skłaŭ ruki na hrudziach, pakazaŭšy, što noč praviadzie ŭ bary lubym koštam.

— Jak choča. Chaj tady jedzie z nami. Žyvaja baryšnia, i toje dobra. Ira, vyklikaj! — kinuŭ Nieściarovič, hetym razam užo cicha i abyjakava, i tut ža zapaliŭ cyharetu. A što? Hetaj kuchni i hetamu domu ŭžo naŭrad ci što zaškodzić.

Na zvarotnym šlachu ŭ bar Jura sprabavaŭ raspavieści taksistu, što jon uratavaŭ čałavieka, a paśla jaho sprabavali ŭratavać jahonyja siabry. Małady niaholeny tak­sist z čyrvona-zialonym ściažkom la lusterka zadniaha vidu adno ŭśmichaŭsia. Jura znoŭku spra­ba­vaŭ spračacca za muzyku ŭ sało­nie, ale heta byŭ užo dakładna nie jon, a ŭbuduavanaja funkcyja pra­fie­sij­naha muzyki: prafiesijnaje ŭ čałavieku pamiraje apošnim.

Hetym časam na Astapoviča 156A-21 pad sumiotam źmiataj i daŭ­no nie mytaj koŭdry spała čarniavaje dziaŭčo, jakoje naŭrad ci kali ŭzhadaje i da­vie­da­iec­ca (Jura ž pra ŭsio zabu­dzie) pra načnoje padarožža dziŭnaj kampanii — tudy i zvarotna. Na jaje vałasach, podušcy, vykinutaj u pustku pakoja, dałoni hrali ŭsio tyja ž nie­da­reč­nyja navahodnija ahieńčyki.

* * *

Unačy Nieściaroviču śniŭsia son. Śniłasia mienskaje mietro, dakładniej, jamu zdavałasia, što heta stalica, ale, jak toje byvaje ŭ snach, z vyhladu mietro nivodnaha razu nie nahadvała Miensk. Tam, pad ziamloj, usio było niepraparcyjna pampieznym, hihantyčnym, lu­dziej vobmal, usie niejkija zapavolenyja, niaśpiešnyja, z zaciortymi, jak na apieratyŭnym videa, tvarami. Ale samaje cikavaje — heta bareljefy. Kali ŭ realnaści heta musili być zorki, Lenin, «Aŭrora» dy pachvała Via­li­kamu Kastryčniku, to tam… toje, što było tam, navat apisać ciažka.

Nad ciahnikami, takimi ž pa­vol­nymi, jak i prymaranyja pasažyry, navisali dzivackija pieraplacieńni cie­łaŭ, łysyja hałovy tytanaŭ dy vołataŭ z dolichacefaličnymi ča­ra­pa­mi, pramymi nasami, što, zdavałasia, išli niejak adrazu ad iłba, miortvyja vočy biez zrenak, vysokija skuły, napružanyja ciahlicy. Nu i emo­cyi… Na tvarach vołataŭ byŭ adčaj, rospač, vusny byli pierakreślenyja dy vykryŭlenyja pakutami. Ale ŭsio heta było niejak vielična, ichny kryk — biassłoŭny. Jany, zdavałasia, nikoha ni ab čym nie prasili — heta byli pakuty mocnych, vieličnych i pryhožych ludziej-bahoŭ.

Nieściarovič zhubiŭsia ŭ hetym mietro, jeździŭ tudy-siudy, vychodziŭ na pavierchniu, ale ničoha nie paznavaŭ, znoŭ spuskaŭsia dołu, siadaŭ u ciahnik, kab nieścisia dalej. Jon nijak nie moh znajści svaju stancyju. Pavucińnie mietrapalitena stała dla jaho ła­bi­ryntam, ź jakoha, zdavałasia, było mno­stva vychadaŭ, ale nivodzin nie byŭ słušnym.

Jon pračnuŭsia… ci to ad žachu, ci to ad choładu. Na dvary było ŭžo śvietła, za adčynienym aknom kapaŭ doždž. Biezabličnaje nieba masivam šerych chmaraŭ navisała nad rodnym nie svaim horadam, dzie ničoha nie trymała, akramia ŭspaminaŭ dziacinstva. Treba było ŭstavać na nohi dy ciahnuć svaju abałonku pad chałodny duš, kab uzbadziorycca i aćvierazieć pierad čarhovym dniom, jaki nie abia­caŭ aničoha dobraha.

* * *

I hetuju, i niekalki nastupnych načej Nieściarovič pravioŭ u bary. Naviedniki ŭsie tyja ž, ažno sum biare. Ale… dzie Jura? Dzie Siery dy Ira? Ich niama. Mulajučy ŭ ruce cyharetny filtr, Nieściarovič mižvo­li zapuskaŭ u hałavu nieviasiołyja dumki. A što, kali taksist usio ž taki pateliŭ «kudy treba»?.. A što, kali Jura ŭžo «tam»? A dzie ž jon, Nieścia­ro­vič, pa­kinuŭ svaje adbitki palcaŭ u toj «niecharošaj kvarciry»? Dźviar­nyja ručki, bumboks, šklanaja popielnica na kuchni… Džyn, pa­treb­ny jašče džyn.

Niečakana niechta šturchanuŭ jaho ŭ śpinu, Nieściarovič paviarnuŭsia. O Boža, Jura! «Pacyjent» iznoŭ drenna stajaŭ na nahach, ale mocna try­maŭ u ruce butelku «Žy­hu­loŭ­skaha». Razam ź im byŭ niejki taŭ­stun u akularach. «Iźvinić pžłsta…» — Jura jašče byŭ zdolny padtrymlivać vobraz zahulałaha intelihienta.

— O, Jura, stajać! — Nieściarovič byŭ upieršyniu rady bačyć hetaha čałavieka.

— Emmm, — Jura niejki čas uhla­daŭsia ŭ jaho, kab paśla raspłycca ŭ dziciačaj uśmiešcy na niahole­nym pamiatym tvary. — O-o-o! Ženia, Žeń, — jon źviartaŭsia da taŭ­stuna, — vot on, on mienia spasał! Ja jejo… spas, a on — minia!

Taŭstun papraviŭ akulary i pra­ciahnuŭ ruku ŭ vitalnym žeście. Imavierna, usiu načnuju historyju jon vysłuchaŭ užo nie adzin raz, tamu moh viedać dziejnych piersanažaŭ. «Jev­hie­nij», — jahonaje imia niejak zhu­bi­­łasia na muzyčnym fonie. Nie­ścia­rovič moŭčki pacisnuŭ ruku.

— Eta… spasiba cibie! — Jura palez abdymacca, paśla čaho łyknuŭ «Žyhuloŭskaha». — Ženia, vot on, on, ani, vziali taksi i śpiecalna pajechali, štoby… štob minia spaści, predstavlaješ?

Ženia kiŭnuŭ, znoŭku papraviŭ akulary i zhrabnym rucham ćvieraziejšaha sabutylnika vychapiŭ butelku «Žyhuloŭ» u Jury dy źnik u natoŭpie naviednikaŭ, niby ras­šča­piŭ­šysia na atamy.

— Nu, eta, słušaj, — Jura pa-zmoŭnicku prychiliŭsia da Nieściaro­­viča, — daj pitnaccać tysč, nu, pałtara rubla… Nie chvatajet.

Nieściarovič uśmichnuŭsia dy palez u kišeń.

— U ciabie ŭsio dobra, Jura? Što z toj baryšniaj?

— A ničo, norm, ana praspałaś, utram my s niej piva vypili, i ana pašła. Vo-o-ot.

Pa atrymańni zapavietnaj sumy Jura znoŭku palez abdymacca, ale Nieściarovič paśpiešliva ŭstaŭ, kab pajści palić. Boža moj, čałaviek… Niaŭžo jamu zusim paralelna na svoj los? Zrešty, jakaja da taho sprava Nieściaroviču? Anijakaj. Kali jon sam źniknie z hetaha bara, tut ničoha nie źmienicca, žyćcio paciače dalej, a barnaja stojka, Jura z čužym pivam, «Diesiať millionov rabov…» u dynamikach, zorki ŭ niebie dy ich adbitki — ahieńčyki kurylščykaŭ na dvary — usio zastaniecca na svaich miescach. «Diesiať millionov…» — paŭtaryŭ šeptam Nieściarovič i ŭśmi­chnuŭsia, padymajučysia pa schodach.

— O! Niestierovič! — naviersie stajała z elektronnaj cyharetaj Ira.

Pobač ź joj miaŭsia niejki bajkier u skurancy sa śmiešnymi łancuhami dy ŭ kiepcy, jaki ź nianaviściu pa­hla­dzieŭ u bok Nieściaroviča. Siońnia jana była ŭžo viasiołaja i bieź Sieraha.

— Ja, kažietsia, znaju, kto budiet mienia provožať domoj!..

* * *

Nieściarovič padniaŭsia na łožku, znajšoŭ vačyma džynsy, naciah­nuŭ, nie zašpilvajučy pas, uziaŭ sa stolika pačak «kienta», za­pal­ni­čku i zrabiŭ niekalki kro­kaŭ u bok bałkona. Paśla viarnuŭsia, kab začapić telefon, i tolki tady adčyniŭ šklanyja dźviery dy vyj­šaŭ na łodžyju. Akuratna pry­ad­čyniŭ akno (škło było łopnutym, dy i štapiki nie vyhladali nadziejna) i zapaliŭ. Unizie zastyh pusty dvor, dziciačy sadok ci niejkaja škoła, samotnyja «Aŭdzi», «Falksvahieny» dy «Nisany» čakali na svaich haspadaroŭ, što pryjduć zranku. Zorak znoŭku nie było bačna, ich hłu­šy­ła śviatło z centra horada, choć vypadkovaja zdymnaja kvatera i mie­ści­łasia niedzie na ŭskrajku, mietraŭ za 500 užo šumieli sosny parku, jaki spuskaŭsia da Niomana… takija ž sosny, jak i ŭ Kurapatach. Moža, tut taksama stralali? A moža… jašče buduć?

Nieściarovič razbłakavaŭ tele­fon, jamu patrebnyja byli dva adra­saty — dva proźviščy. Źmiest pa­vie­da­mlen­niaŭ mieŭsia być iden­tyčnym — słova ŭ słova. «Prabač mnie, kali łaska. Za ŭsio. Jak nie — całkam maješ prava. Bolš nie turbavaćmu». Da­słać. Pajšło. Jašče raz dasłać. Pajšło. Pieršym adrasatam była Nasta. Taja samaja Nasta z Kurapa­taŭ. Druhim… Maša. Taja samaja, što pisała: «Miły, ciabie niama doma…», taja, jakoj nie stała z-za Nasty. Z-za Kurapataŭ. Z-za Nieściaroviča. Dajšło. I pieršaje i druhoje paviedamleńnie — usio dajšło. Nieściarovič vykinuŭ cyharetu vonki, popielnicy nie było.

U kvatery, za jahonaj śpinaj, za­pa­li­łasia śviatło. Heta naściennaje bra — słova, pachodžańnie jakoha Nie­ścia­rovič nikoli nie moh zrazumieć. U žoŭtym pramieńni ćmianaj lampački na łožku pryŭzianałasia Ira. Jana naciahnuła na siabie cišotku Nieściaroviča, u rukach trymała knihu.

— Vyrašyła pačytać?

— Nie-je-jet. Ja eto užie čitała. Eto Hierbiert Uełłs. Lublu oč. Ja tiebie jeho podpišu siejčas.

— Tvaja knižka? — Nieściarovič prycisnuŭ dźviery, kab za­ščoŭk­nuć špinhalet.

— Tut našła.

— Dy-y-yk…

— Kakoj ty pravilnyj! — Iry­ny zialonyja vočy zajhrali, jana ŭśmi­cha­łasia. — Dumaješ, ona tut nužna komu-to? Ili siuda prichodiat čitať?..

— …

— Vsie, nie p..zdi. Ja podpisyvaju.

Telefon u jahonych rukach za­śvia­­ciŭsia. Pryjšoŭ adkaz: «Chaču ŭbačycca». Nie, nie ad Nasty, ad… ad jaje. Ad Maryi. Treba viartacca ŭ Miensk. Jak chutčej. Rankam? Tak, rankam. Nieściarovič paj­šoŭ na kuchniu stavić imbryk, prychapiŭšy te­le­fon z saboj, a Ira, zdajecca, ni­čoha nie zaŭvažyła i praciahvała vyvodzić podpis na forzacy knižki Uełsa.

* * *

Aleh na prypynkach praciraŭ znutry šyby svajho busika, jaki ruchaŭ­sia z Horadni ŭ bok stalicy. «Nu ty i nadychaŭ…» — paŭtaraŭ z uśmieškaj kiroŭca, pazirajučy na Nieściaroviča, jaki siadzieŭ na piaredniaj siadušcy. Aleh — jahony stary siabra, jaki pa pracy čas-počas haniaje na Miensk. I tut zorki skłalisia: zvanok — čas — miesca — pahnali. Čym chutčej!

— Dzie ciabie vykinuć, stary? Mahu na MKADzie niedzie… U rajonie Kurapataŭ, nie choš? Bo mnie jašče na skład zajazdžać.

— Tak, davaj, — Nieściarovič užo zbolšaha pračnuŭsia, spać u transparcie — jahonaja tema. Dzie ž jašče tak vyśpišsia? Dy i daroha lahčej prachodzić.

U kišeni Nieściaroviča zredku pi­li­kaŭ telefon. Pilikaŭ adryvista — heta byli esemeski. Koratka zirnuŭšy, jon znoŭ i znoŭ kidaŭ čorny prastakutnik zvarotna ŭ kišeń, nie adkazvajučy. Heta była Ira. Jakaja roźnica? Jon ža jechaŭ da Mašy. Maša, jakaja «choča ŭbačycca». Maša, jakoj jon zrabiŭ niekali vielmi baluča. Maša… Maša — samaje pryhožaje žanočaje imia.

— Byvaj, a jak nazad?

— Pakul nie viedaju, jak pojdzie.

— Uhu.

— Dziakuj tabie!

Nieściarovič saskočyŭ z pad­nož­ki, vyciahnuŭ zaplečnik, Aleh machnuŭ jamu rukoj z sałona dy rušyŭ. Bieły busik źliŭsia z patokam inšych aŭto na MKADzie dy źnik. Nieściarovič pa zvyčcy, jakaja stałasia častkaj jahonaj štodzionnaj miechaniki, mižvoli paciahnuŭsia pa cyharetu. Pierad im — usio toj ža rasstrelny les, sosny, moch, vuzkija ściežki, trochu dalej — kryžy… Toj ža, što i paŭhoda tamu. Kab trapić na prypynak, jamu treba prajści praź les. Šlach da jaje — šlach praz Kurapaty. Voś jano jak vyjšła.

Spačatku jon spuściŭsia ŭ jarok, paśla adšukaŭ ściežku, pa jakoj uviesnu kružlalili patruli aba­ron­caŭ — jana była prysypanaja ihlicaj, časam pierarvanaja łužynami paśla niadaŭniaha daždžu. Tady, naprykancy lutaha, łužyny byli skavanyja lodam, siońnia — u vadzie adbivałasia šeraje kurapackaje nieba dy chvoja, jakuju źlohku hajdaŭ viecier.

Abychodziačy łužyny, Nie­ścia­ro­vič stupaŭ pa šapkach mochu, jakija chavali čorny słoj ziamli ŭ 15 san­ty­mietraŭ, utvorany pierahnojem dy hoł­kami, jakija spadali z sosnaŭ što­hod.

Čornaja ziamla chavała žoŭty piasočak, jaki nasiŭ i ruchaŭ tudy-siudy ledavik, uzrost jakoha vymiaraŭ­sia dziasiatkami i sotniami tysiač hod. Piasočak chavaŭ kostki, raźbityja ča­ški čarapoŭ, drobnyja savieckija ka­piej­ki 1930-ch, miatyja dužki akula­raŭ, hilzy ad nabojaŭ na vintoŭku Mo­si­na. Kostki, hilzy dy ma­niet­ki cha­vali biezdań łabiryntu čałaviečaj śviadomaści, pa jakoj błu­kaje niastom­ny minataŭr, jakomu tol­ki daj vyjści na volu, pabačyć śvia­tło, kab dzień pieratvaryŭsia ŭ noč, pa-nad jakoj uzydzie čyrvonaja poŭnia.

* * *

Jany damovilisia sustrecca na Ka­stryč­nickaj — idealny vuzieł kamunikacyi, a taksama niervovy vuzieł vialikaha horada, dzie žyćcio točycca jak na pavierchni, tak i pad ziamloj. Ludzi tut uvieś čas śpiašajucca, zusim nie tak, jak u Horadni, kab nyrnuć u sutareńni mietrapalitenu i pryśpiešyć vy­ra­šeńnie ŭsich sva­ich spravaŭ i py­tan­niaŭ. Kab vyrašyć — treba nyrnuć pad ziamlu, jak hłybiej, a paśla vynyrnuć u inšym miescy i pabiehčy dalej.

Kali jon vyjšaŭ la pamiatnaj šyldy achviaram terakta 2011-ha, jana ŭžo čakała. U kutku, la biełych płastykavych dźviarej niejka­ha mabilnaha apieratara, stajała mi­nijaciurnaje dziaŭčo z zaplečnikam dy ŭ vysokich biercach. Jana ŭśmichałasia.

— Maješ cyharetu?

— Tak. Ty pališ, Maš?

— Tak.

— Daŭno?

— Nie važna. Ja chaču tabie niešta skazać.

— Uhu. Jość kaviarnia pobač…

— Nie-nie. Davaj biez kaviarniaŭ. Prosta adydziem. Šmat ludziej.

Moŭčki jany išli pobač z hałoŭnaj pustkaj stalicy — Kastryčnickaj płoščaj, — na jakoj navat vialiki natoŭp ludziej padčas mitynhaŭ vyhladaje žmieńkaj. Ludzi tut pieramahajuć unutry siabie nie strach ścienaŭ, a strach šeraj pustki, pierad jakoj jany całkam biezabaronnyja. A voś i brama… Jany źviarnuli.

— Słuchaj. Mnie… vielmi ciažka heta kazać. Ale ja mušu, — Nie­ścia­roviču padałosia, što ŭ jaje vačach stajać ślozy, jon maŭčaŭ. — Dyk voś. Voś. Ja — ciabie — nienavidžu. Nie­na­vidžu. Ty nie čałaviek dla mianie. Siačeš? I ja… Ja žadaju tabie ŭsiaho najhoršaha ŭ žyćci. Viedaj.

Jon hladzieŭ na jaje, tvar padavaŭsia znajomym i nieznajomym adnačasna. Niby paśla niejkaj retušy, nibyta minuła šmat hod. Ale minuła ŭsiaho para miesiacaŭ…

— Chočaš udaryć?

— Možna?

— Tak.

Dziaŭčo ŭdaryła, zalapiła pa vuchu, jon pa iniercyi krychu adchiliŭsia, ale tak — kab trapiła.

— Lahčej?

— Tak, — jana ŭśmichałasia i… płakała.

Jon hladzieŭ na jaje, paśla pieravioŭ pozirk pad nohi, paśla na vokny masiŭnaj stalinki. Vokny byli ciomnyja, śviatło tam užo vystyhła, a ŭnutry słužbovych pakojaŭ, imavierna, pracavali adno pažarnyja datčyki biaśpieki.

— Ty…

— Ja pajšoŭ.

Nieściarovič raźviarnuŭsia dy vyjšaŭ z bramy. Vyjšaŭ, nie viedajučy, kudy iści dalej, da kaho i pa što. Na praśpiekcie viravała bieźlič mašyn, pa chodnikach biehali ludzi-mašyny. Niekatoryja ź ich zvaročvali da šyldy pamiaci achviaraŭ terakta, kab spuścicca ŭ mietro.

 

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0
Kab pakinuć kamientar, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
Kab skarystacca kalendarom, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
PNSRČCPTSBND
12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031