Znajści
Ałharytmičny łacinski varyjant
23.07.2017 / 11:592RusŁacBieł

Viktar Suprunčuk. Ahienty ŭpłyvu. Apaviadańnie

Vorahi, jakich nie bačna,
vorahi, što dychajuć u patylicu,
vorahi, jakich ścieražysia… 

Dzień byŭ niakiepski. Ni daždžu, ni śniehu. Słabieńki marozik. Choć i sonca nie było. Ale ž byŭ vychadny dzień. I ništo, zdavałasia, nie mahło sapsavać nastroj.

Vosip Kačur, a ŭ svajoj chacie prosta Joź, bo tak u jaho rodnaj vioscy nazyvali ŭsich Vosipaŭ, i žoncy spadabałasia hetkaja transkrypcyja imieni, nietaropka kročyŭ z kramy. U rukach — dźvie kurycy, čyrvonaja ryba, blašanka ikry, vendžanaja kiłbasa, šampanskaje, harełka «Naliboki» i navat viski, jakoje ŭpadabała Kaciaryna.

Doma žonka zavichałasia na kuchni, niešta smažyła, laskała, začyniŭšy dźviery, kab dym ad padharełaha miasa nie poŭz pa ŭsioj kvatery. Bo ŭ joj panavała ŭžo śviatočnaje pavietra. Pierad tym, jak pajści ŭ kramu, Joź pastaviŭ u bolšym pakoi stoł, uklučyŭ muzyku, kab stvaryć atmaśfieru śviata.

I sapraŭdy: sonca nie było, nieba nie prazrysta-błakitnaje. Šeraje navakolle, drevy hołyja i panuryja. Adnak chaciełasia śpiavać, radavacca žyćciu, jakoje hod za hodam, kropla za kroplaj źmianšajecca, choć zdajecca biaskoncym.

Niešta ciažkavatyja byli sumki, i Joź prypyniŭsia, śpiašacca było nie varta, tym bolš što charčovy technałahičny praces u žonki byŭ u samym roskvicie.

Vakoł mitusilisia ludzi, kožnamu štości było patrebna. Na vulicy hamanili aŭtobusy, tralejbusy, mašyny. Horad viravaŭ.

Joź ahledzieŭsia, vokam začapiŭsia za vializny rekłamny biłbord, na jakim čyrvanieli žuraviny i siarod ich vypinałasia, vypinałasia ružovaje serca ź litaraj Ja. «Ja lublu Biełaruś!» Cudoŭnyja słovy. Čamu niekamu možna lubić svaju Amieryku ci Rasiju, a jamu nielha Biełaruś? Niekali, daŭno, jon ź siabrami, tady jašče maładymi chłopcami, radasna hukali na vulicy: « Žyvie Biełaruś!» Jaho duša ad ščaścia, zdajecca, imknułasia ŭ kosmas, chaciełasia śpiavać, zrabić štości niejmaviernaje. Žyvie Biełaruś, žyvie Biełaruś… Ich zatrymali milicyjanty i niekalki hadzin vałtuzili ŭ pastarunku. Jozia łupcavaŭ pa tvary mardaty siaržant i pryhavorvaŭ: «Vot tiebie, svołoč, živiot tvoja Biełaruś…»

Jon uzdychnuŭ i padumaŭ, što, mahčyma, heta byli jašče nie horšyja časiny. Paśla hetkija siaržanty prycichli, nibyta troški supakoilisia. Tak dumałasia, chaciełasia, kab tak było. Daremnaja spadziavanka, daremnaja…

Pa darozie damoŭ Joź jašče raz azirnuŭsia na biłbord z žuravinami, ale ŭžo zusim abyjakava, bo raniejšyja dumki źnikli, i jon padumaŭ, što, vidać, sabralisia hości, a jon nie prynios prysmaki, jakija zakazała žonka. Budzie svarycca, choć, moža, prytrymaje jazyk pry čužych ludziach.

Tak, ja lublu Biełaruś, ja lublu Biełaruś. Znoŭ zatachkała ŭ hałavie.

U kvatery ŭžo čuvać hałasy haściej. Jany byli šmat hadoŭ adny i tyja ž. La dźviarej Jozia spatkaŭ Alaksandr Karžoŭ, vysoki, tanklavy, jak zaŭždy, pry halštuku. Vuzieńkaja sivaja barada, sivyja karotkija vałasy. Uśmichajecca, ale vočy chałodnyja, i ŭ ich paharda da ŭsich: ja — karol, astatnija z prysutnych — lokai.

Žonka Karžova Śviatłana — davoli simpatyčnaja kabieta ŭ doŭhaj, amal da piataŭ, błakitnaj sukiency, jakaja pasuje da jaje štučna śvietłych vałasoŭ, la karanioŭ ciomnych. Na rukach — fijaletavy manikiur, pasypany srebnym pyłam. Jany ź Jozievaj žonkaj abmiarkoŭvali niešta viasiołaje. Śviatłana hučna śmiajałasia, laskała ŭ ładki. I heta taksama vyhladała štučna, jak jaje vałasy, bliskučyja ad łaku.

Halina Nužkievič i Vala Abramovič siadzieli ŭ haścioŭni i taksama niešta ŭzbudžana abmiarkoŭvali. Joź zrazumieŭ, što ichniaj temaj była pajezdka ŭ Vilnius, dzie jany źbiralisia kuplać viasielnuju sukienku dla Valinaj dački. Nu, i prykupić roznych praduktaŭ, bo tańniejšyja ŭ litoŭcaŭ. Miasa, ryba, syr, jašče sioje-toje. Viasielle, nie aby-jakaja biasieda.

Heta ŭsio ŭchapiŭ Joź, pakul raspranaŭsia ŭ kalidory, zdymaŭ čaraviki, pieradavaŭ z ruk u ruki sumki Karžovu. Žonka tolki chitnuła hałavoj, zaniataja razmovaj ź Janinaj. Abyšłosia biez hvałtu, prystojna. U ich siamja nie kanfliktnaja, intelihientnaja i spakojnaja. Niamačaho dzialić. Niedaremna pražyli stolki hadoŭ, što ažno strašna: dvaccać viosnaŭ zzadu. Jak i nie było ich. Značyć, možna i čarku ŭziać z Karžovym, da stała jašče čakać dy čakać. Sam vinavaty, što zatrymaŭsia z prysmakami.

Joź naliŭ u čarki samarobnaha vina z ahrestu, paklikaŭ ad televizara, pa jakim pakazvali futboł, Antona Nužkieviča i Chviedara Abramoviča. Usie družna adhuknulisia. Uźniali čarki. Joź skazaŭ: «Nu, što chłopcy, žyvie Biełaruś!» «Žyvie Biełaruś!» — lapnuli čarkaj ab čarku Nužkievič z Abramovičam. Karžoŭ hłynuŭ moŭčki. Praciahnuŭ ruku, kab Joź naliŭ jašče. Dyk i nie škada.

Z kuchni zirnuła žonka Kaciaryna: «Nie śpiašajciesia — chutka ŭsie prydziem».

— My i nie śpiašajemsia, — zarahataŭ Karžoŭ. — U nas usio jość.

Stoł atrymaŭsia bahaty, ale jak i va ŭsich na śviaty. Zaraz raskošaj stała ŭžo nikoha nie ździviš. Aby hrošy.

Śpiarša ŭsie jeli, niby tydzień adhaładaŭšy. Cicha, tolki čuvać, jak pieražoŭvajuć ježu hości. Zrešty, usio było śviežaje, smačnaje.

Razmova stała bolš badzioraj niedzie praz hadzinu. Jak było ŭžo nieadnojčy, pačała žonka Karžova. Mabyć, žančyny acanili jaje novuju sukienku, pryčosku, bo na minułaj ichniaj sustrečy Śviatłana była ciomna-kaštanavaj, i vałasy kurčavilisia la samych plačej.

— Usio-tki našy małajcy. Uch, jakija małajcy! — heta jana paŭtaryła

trojčy i astatni raz vielmi hučna, kab pieraŭzvysić homan za stałom.

— I chto heta? — niejak miž inšym spytałasia žonka Jozia. Jana sačyła, kab

Joź niespadzieŭku nie ŭchapiŭ lišku. Usie, jak ludzi, a ty, byccam apošni z apošnich, pad ryštavańnie kładzieš sabie i kładzieš. Jakoje ryštavańnie, što jon kali sabie lišku kłaŭ? Dy nikoli takoha i nie było. Što zrobiš, žonka i narodny kantrol i dziaržaŭny, a hałoŭnaje — inicyjatyŭny.

— Dy našy, našy, — radasna hukała Śviatłana. A jaje muž Karžoŭ ažno ŭskidvaŭ uhoru redzieńkuju kaźlinuju barodku i ciahnuŭ svaju lubimuju pieśniu, jakoj viedaŭ tolki dva radki: «Boža, cara chrani…» Zvyčajna jon jašče dadavaŭ: «Ja, jak vielikaros, maju pieršačarhovaje prava…»

— Jakija vašy? — užo zacikaviŭsia samy maŭklivy z kampanii Anton

Nužkievič. Jaho napaŭsivaja barada siłkavałasia sałataj z burakoŭ, marskoj kapustaj, kinzoj. Uvieś hety kaktejl pryčapiŭsia da vałasoŭ i nahadvaŭ naciurmort znajomaha Joziu mastaka Kilca, jaki ŭžo bolš za dvaccać hadoŭ malavaŭ žyta z malinaj i bulbaj. Pasiaredzinie pola stajała dziaŭčyna ŭ adnym kapielušy. Šmat chto kazaŭ, što Kilc hienijalny, ale da taho času, pakul jon nie pačynaŭ hvałt pra asablivaści i lekavyja zdolnaści kanadskaha klonu.

— Našy — heta našy, — Śviatłana ŭźniałasia ŭ svoj niemały rost, jaki

byŭ na hałavu bolšy za Karžova. — Našy — heta našy! My — ruskija, pieramožcy! Krym naš! Ura! Vyp' jem za našu pieramohu! Nalivaj, Iosif! Choć u ciabie i jaŭrejskaje imia, ale ty naš. Naš! Nalivaj!

Joź jakraz pieramaŭlaŭsia z Abramovičam, jaki apaviadaŭ jamu pra svajo apošniaje naviedvańnie łaźni, dzie ichni małady načalnik zrabiŭ karparatyŭnuju viačeru. Najlepšyja i najpryhažejšyja supracoŭniki boŭtalisia ŭ maleńkim što baleja, basiejnie, a astatnija hojsali na łyžach i pili kavu z azierbajdžanskim kańjakom. Pieršyja mieli ŭ rocie najsmačniejšyja stravy i smakavali kavu z «Napaleonam» i «Chieniesi».

— Nalivaj! — u vuchu, zdajecca, niešta zahudzieła, zaškamutała.

Śviatłana hukała jamu, prychiliŭšy vusny da samaha tvaru. Joź śpiarša nie zrazumieŭ, što žadaje ad jaho hetaja haračaja, by pieč, žančyna, u jakuju ŭkinuli nie mienš jak dva košyki torfu. — Vypjem za naš Krym, za vialikuju Rasiju!

— I čamu jon vaš? Tamu što hvałtoŭna zachapili? I čamu ja pavinien pić za vialikuju Rasiju?

— Ty, Iosif, ničoha nie razumieješ! Krym jość, byŭ i budzie našym, ruskim. My, ruskija, tam haspadary! Voś za heta ja i prapanuju ŭsim vypić.

— Pa-pieršaje, ja nie ruski. I toje, što Rasija ažyćciaviła anšlus Kryma, jak koliś Hiermanija dałučyła da siabie čechasłavackija Sudziety pad vyhladam abarony tamtejšych niemcaŭ, nie padstava mnie pić za jaje. Ja chaču vypić i prapanuju vypić za Biełaruś. Ty tut žyvieš šmat hadoŭ i nikudy, u tym liku, u svaju lubimuju Rasiju adjazdžać nie chočaš, tamu što tabie tut dobra, kamfortna, ale ty nie viedaješ nivodnaha słova pa-biełarusku. I takich, jak ty, šmat u Biełarusi. I, na žal, heta vaša piataja kałona nie źmianšajecca, a pavialičvajecca. Ruskija nie chočuć padymać Rasiju, jany imknucca siudy. Užo było ŭ hazietach, jakija z radaściu pisali, što tysiačy rasiejskich piensijanieraŭ jeduć u Biełaruś. A heta tyja ž «zialonyja čałaviečki», jakija zrabili refierendum u Krymie. Jany niebiaśpieka Biełarusi!.. Niebiaśpieka!.. Tamu prapanuju čarku za Biełaruś! Chto choča, niachaj pje za svaju Rasiju!

— Ja, jak vielikaros, skažu, — uźniaŭsia z-za stała Karžoŭ, pryhładziŭ redzieńkuju barodku, čmychnuŭ, vypiŭ čarku, znoŭ sabie naliŭ, — skažu nastupnaje… Nie razumieju ciabie, Iosif. Ty pahladzi telebačańnie. Usio rasijskaje i ruskaje. Pa ŭsich kanałach skačuć i piajuć ruskija śpievaki. Ja sto hadoŭ nie bačyŭ biełaruskaha kino. Tolki rasijskija sieryjały. Usia rekłama idzie pa-rusku. Kruhom nadpisy pa-rusku. Atrymlivajecca, što vy, biełarusy, nie zdolny ničoha sami zrabić biez našaha ŭpłyvu, biez našaj parady, biez našaj zhody. A tvaja śviadomaść jak była na ŭzroŭni chutara, adkul ty rodam, na takim i zastałasia. Vy ledź što, padciskajecie chvost. Vy ž u nas pamiarkoŭnyja braty. Tamu ja taksama padymaju čarku za Rasiju, bo ŭ jaje nafta, haz, mahutnyja karabli, samaloty, rakiety, jadziernaja zbroja. Chto sa mnoj?!

— Što ty kazaŭ… — pačaŭ Joź, ale jamu nie dali dahavaryć. Abramovič, Nužkievič, žančyny uźniali čarki za tost Karžova. Tolki žonka Jozia nie ŭziała ŭ ruku posud. Jana ahledzieła stoł, pierastaviła niekalki straŭ miescami.

— Vy, prabačcie, ale ja ŭžo daŭno nie ŭžyvaju ni harełki, ni vina. Mnie škodna, — skazała Kaciaryna. — Lepš źjem uń tuju smačnuju čyrvonuju rybinu.

Abramovič i Nužkievič, kulnuŭšy čarku, staranna varušyli, pracavali videlcami, nizka schiliŭšy hałovy nad talerkami. Napiataja cišynia ciažka pavisła ŭ pakoi. Navat nie čuvać, jak častujucca hości. Ci varta było raspačynać takuju razmovu za stałom, dzie pavinna panavać viasiołaja atmaśfiera, bieskłapotnaść. Vypili, zakusili, pahamanili ni pra što i razyšlisia. Kožny ŭ svoj bok, kab znoŭ ubačycca, kali nadarycca takoje ščaście, raz ci dva na hod. Navošta jon pačaŭ hetu razmovu, ale, zrešty, i nie jon.

Naš Krym… Vy nichto, a my ŭsio… I ŭ navakolli nie adna takaja Śviatłana Karžova sa svaim mužam-vielikarosam. Niešta treba skazać… Treba skazać. Tolki bieź isteryki i źniavahi. Choć jany ŭžo źniavažyli jaho i jahony dom. Dobra, što siońnia niama dziaciej. Darosłych syna i dački, jakich jon zaŭždy vučyŭ, što niama ničoha vyšej za Biełaruś, spakutavanuju, zhańbavanuju, ale žyvuju, što žyvie pamiać pra Kaściušku i Kastusia Kalinoŭskaha, jakich nienavidziać rasijanie, ale heta tyja vobrazy, na jakija varta malicca. Jak pierad ikonami śviatych. Jon tak zaŭždy dumaŭ, dumaje i budzie dumać, i nichto z čužyncaŭ, z navałačy, što zapaŭniaje jahonuju Radzimu, nie zdoleje pierakanać jaho ŭ inšym. Jon spadziajecca, što i jaho dziaciej.

— Ja, kaniečnie, naradziŭsia na chutary, i ja nie vielikaros, a biełarus i hetym hanarusia. I moj chutar jak Miekka dla mianie, — cicha pramoviŭ Joź. Pobač užo siadzieła žonka i cisnuła jamu ŭ bok. Takim čynam sihnalizavała: maŭčy, nie budzi licha. Jon tak zirnuŭ na žonku, što taja adsunułasia i navat šmatznačna ŭźniała palec da łba. — A voś ty, vielikaros, adkul vypłyŭ u Minsku? Tabie miesca nie znajšłosia ŭ vialikaj biaźmiežnaj Rasii? Adkul ty, šukalnik vialikaha ščaścia i hrošaj? Jaki niačyścik ciabie pryhnaŭ na biednuju, harotnuju Biełaruś? A, u ciabie vysakarodnaja misija! Jakaja? Rusifikavać biełarusaŭ i kančatkova zrabić paduładnymi vašaha vialikaha rozumu, vyšej za jaki niama ŭ nikoha na śviecie. Ruski čaj, ruskija biarozy, ruskaje pole, ruski charaktar, ruski maroz, ruskaje nieba…

— Ja tak nie kazaŭ, — uskočyŭ Karžoŭ z-za stała, — ale heta praŭda. Jak rakiety i samaloty… Usio naša ruskaje — najlepšaje ŭ śviecie!

— I mienavita tak! — pačuŭsia raptam ad paroha čyjści sipaty hołas. Joź azirnuŭsia, i brovy jaho paleźli ŭhoru. Heta byŭ syn susieda Loni Jankiełoviča Źmitrok, jakoha nichto nie zaprašaŭ. I jak jon apynuŭsia ŭ chacie?

— Prabačcie, dźviery byli adčynieny, a mianie maci pasłała da vas pazyčyć vanil, — uśmichajučysia, havaryŭ Źmitrok. — Nu, ja i zajšoŭ. Pačuŭ vašu razmovu. I chaču skazać, što my, ruskija, najmacniejšyja ŭ śviecie…

Jon najmacniejšy ŭ śviecie, ruśki, najhałoŭniejšy čałaviek. Nacyja, jakaja vyšej za ŭsich. Jany achviarujuć usim dla ŭsich. Jany imknucca dla ščaścia ŭsiaho śvietu. Zialonyja čałaviečki ŭ Krymie, piensijaniery, jakija skuplajuć žyllo tam i stvarajuć refierendum. Jon — ruski, najmahutniejšy ŭ śviecie… A ŭ hałavie ci ty spakojny? Skul uźnikła takoje žadańnie i imknieńnie, što ty vybranaja asoba Boham? I čamu ruskaha vybraŭ Boh? Raniej, zdajecca, vybiraŭ niemcaŭ, kali na ichniaj ziamli źbiraŭsia stvaryć tysiačahadovuju impieryju mastak-pačatkoviec Adolf Šyklhrubier — Hitler. Chto ty taki, što raptam zrabiŭsia ruskim? Tak padumaŭ Joź, i ad hetaj dumki ŭ jaho navat byccam ścisnuła abručom, jak cebar, ciažkuju hałavu.

Jon viedaŭ, chto i adkul Źmitrok. Jahonaja maci była biełaruska ź biednaj vioski Puchavickaha rajona, a baćka — jaŭrej, jaki ŭsio žyćcio maryŭ źmianić proźvišča Jankiełovič na žončyna Samiec. I heta pytańnie Joź nieadnojčy abmiarkoŭvaŭ ź Loniem, ci, jak u pašparcie, Lejbam, i dakazvaŭ, što proźvišča Jankiełovič bolš hučnaje i cikavaje, čym Samiec. Samiec — heta Samiec, što raŭnia śviniačamu Knyr, a Jankiełovič pachodžańniem ad Janki. Jakaja razmova. Tym bolš ciapier nie Saviecki Sajuz, nie stalinskija časiny, kali jaŭrei chavalisia pad inšymi proźviščami. Naprykład, byŭ Hirš — staŭ Ryhor, albo Lejba, a ciapier Lonia. Byŭ Elkind, a ciapier Śmirnoŭ albo Ivanoŭ.

— My, ruskija, usich vas prymusim vas lubić nas i pavažać, praciahvaŭ Źmitrok. — Ja, darečy, člen arhanizacyi ruskich patryjotaŭ, jakija chutka voźmuć uładu ŭ svaje ruki. Ruskija vajskoŭcy i našy prychilniki jość u kožnym horadzie i pasieliščy hetaj tak zvanaj Biełarusi… Prychilniki Rasii ŭ kožnaj arhanizacyi. Pačynajučy z urada, dzie pracujuć ruskija, jakija śpiać i bačać, kab skončyć z vami, biełarusami. Navat śpiecsłužby… Dumajecie, jany addanyja Biełarusi, jany zdolnyja zmahacca za Biełaruś. Vajskoŭcy… Jak u Krymie. Ruskija čałaviečki padyšli da varot vajskovych častak, i adrazu ŭsie ŭźniali ruki ŭhoru. Chto pojdzie zmahacca za Biełaruś!? Niama kamla, adny hniłyja haliny. Voś tamu ŭsie vašy abmierkavańni nie vartyja hniłoha jabłyka. Dyj vy, Iosif Antonavič, havorycie pra Biełaruś, a nivodzin z vašych haściej ni słoŭkam nie padtrymaŭ vas. Naadvarot, pieršymi vas zdaduć ruskaj ahientury. A ja liču siabie ruskim, tamu što za imi pieravaha, dyj hrošy… Cha-cha-cha…

Jon ździekliva śmiajecca, rahoča. Ruski šavinist, biełaruska-jaŭrejskaha

pachodžańnia. Vałasy śvietłyja, žytniovyja, by ŭ maci, jakaja pakutavała ad dyjabietu i jakoj zastavałasia žyć ličanyja miesiacy, zusim nie padobny da čarniavaha z reštkami vałasoŭ na hałavie baćku, stajaŭ ź ćmiana-błakitnymi i pustymi vačyma ŭ chacie, kudy jaho nichto nie zaprašaŭ.

Joź, niby zahipnazavany, hladzieŭ na hetaha čałavieka i słuchaŭ jaho, nie razumiejučy, što jamu rabić. U kvatery hości, śviatočny nastroj, stoł z prysmakami. Možna, zrešty, prosta pasiadzieć u spakoi, pažartavać, uspomnić, chto ŭ jakim byŭ teatry. Navat abmierkavać abrydłuju rasijskuju papsu, što z ranku da nočy zabaŭlajecca ŭ televizary, pierapoŭniła ŭsiu biełaruskuju terytoryju i, jak koliś cyhany, vyciahvaje ź ludziej hrošy. A hety, Źmitrok, pryjšoŭ u jahonuju chatu, kab skazać, što jon, Joź Kačur, biełarus ad kamla, pakaleńni jakoha pačynajucca, mahčyma, z treciaha stahodździa da naradžeńnia Chrystova, pavinien słuchać, što jon nikčemnaść, nibyta hrudka ziamli, jakaja pieratvorycca ŭ pył, kali dobra pryhreje sonca.

«Hiejdrych u Hiermanii, napałovu jaŭrej i niemiec, śvietłahałovy, uzor aryjca, kat Čechii, taksama, mabyć, dumaŭ, jak ciapier dumaješ ty svaimi słabymi mazhami. Jon užo staŭ ruskim, a čamu nie arabam albo niehram, musulmanskim fanatykam. U ich vielmi blizkaja fiłasofija. U, djabał!

Joź padniaŭsia z-za stała. Karžoŭ užo abdymaŭsia sa Źmitrakom. Jany hučna abmiarkoŭvali jak pašyryć ruski ŭpłyŭ na zamšełych biełarusaŭ. Žonka Karžova kala ich ažno tančyła. Nužkievič z Abramovičam i žonki maŭčali, zahłybiŭšysia ŭ sałaty, jakich na talerkach užo nie było. Jon adzin, niby apošni samuraj, pavinien vyrašyć svaju… Mienavita svaju prablemu. Chto ŭ domie haspadar?! Chto?

Joź vychodziŭ z-za stała nietaropka, nie jak śpiašajučysia ŭ prybiralniu, a byccam tyhr, što źbirajecca skočyć na svaju achviaru. Duša jahonaja pierakuliłasia, mabyć, sto razoŭ, serca skočyła i ŭhoru, i zhary taksama, nibyta jon źbiraŭsia desantavacca z Džamałunhmy. U vačach skakali muchi i poŭzali murašy, a najbolš pierasoŭvalisia błakitna-čyrvonyja kuferki.

Jon padychodziŭ, niby jaho na sabie pierasoŭvali łyžy, i nie prostyja, a niajnakš alimpijskija, čempijonskija. Joź nie chacieŭ hetaha rabić, duša sprabavała viarnucca ŭ svoj raniejšy spakojny stan, ale i spynicca nie moh. Zatrymaŭsia za paŭkroka ad Jankiełoviča i Karžova. Tvar u Źmitraka byŭ by śmiatana, ad jakoj adcisnuli apošni tłušč.

— Idzi damoŭ, ruski patryjot, — vymaviŭ jak vydychnuŭ Joź. — Ciabie siudy inichto nie zaprašaŭ. Začyni za saboj dźviery!

Mahčyma, jon jašče što-niebudź dadaŭ, i bolš mocnaje. na vialikaj ruskaj movie, ale jaho strymlivała žonka, jakaja aščapieryła rukami jahonuju ruku i trymała, nie dajučy zrabić kroka, kab nablizicca da syna Jankiełoviča.

Źmitrok vyjšaŭ, zrabiŭšy palcam znak svastyki, i praciahnuŭšy žest ad šyi da stoli. Uśmieška na jahonym tvary krasamoŭna śviedčyła: my z taboju jašče pabačymsia. Jon pierasmyknuŭ plačyma, paziachnuŭ i vyjšaŭ, mocna lasnuŭšy dźviaryma.

— Ty pryjšoŭ da nas jak haspadar ziamli, bo ty ruski, — skazaŭ Joź, azirajučy ŭsich, ale źviartajučysia da Karžova, — ale i my majem svoj honar. Niaŭžo ty chočaš, kab my z taboju abyšlisia, jak hruzin, armian, azijat. Ni z kim ź ich ty navat nie padumaŭ by tak havaryć sa źniavahaj da ziamli, na jakoj ty apynuŭsia. Navat ukrainiec takoha nie dazvoliŭ by. Tolki tut, na majoj ziamli, biełaruskaj, vy, ruskija šavinisty, dazvalajecie sabie takija pavodziny. Niaŭžo ty dumaješ, što nie pryjdzie čas… Darečy, jon užo pryjšoŭ… Kožny čałaviek maje svoj honar, i nivodny, nichto… Ja chacieŭ skazać sabaka… Chaj prabačyć mianie sabaka. Nichto nie maje nijakaha prava źnievažać čałaviečuju hodnaść. Mahčyma, našym ludziam, biełarusam, ja nie kažu narodu, bo toj narod, jaki zdolny dać pa pysie voś takim, jak ty Karžoŭ, što zapałanili našu ziamlu, akupavali, niahorš za niemcaŭ, tolki pad vyhladam braterskaj dapamohi, siońnia abyjakava. I ja skažu, čamu hetak atrymałasia. Tamu što vy vykanali svoj internacyjanalny abaviazak. Nie tolki z časoŭ balšavikoŭ, ale z usich časoŭ Rasijskaj Impieryi. Bo vy, ruskija, pa svajoj sutnaści zachopniki, jak i hiermancy. Tolki ŭ adroźnieńnie ad vas, hiermancy pakajalisia pierad usim śvietam. Jany pramovili, što rabili niečałaviečyja spravy, a vy, ruskija, pryharnuŭšy da svajho boku ŭsich kałabaracyjanistaŭ, ź ich dapamohaj, rabili svaju hniusnuju pracu.

— Spynisia, ja ciabie prašu, spynisia! — uchapiła Jozia za ruku žonka. — Prašu, spynisia. Navošta ty raspalvaješ vohnišča ŭ našaj chacie.

— Jano ŭžo daŭno raspalena, — Joź raptam azirnuŭsia na Nužkieviča i Abramoviča. — Chłopcy, vy choć słoŭka movicie.

Abodva chłopcy z žonkami pilna ŭziralisia ŭ talerki, na jakich navat nie tančyła mucha. U ich, mabyć, było žadańnie jak najchutčej vyskačyć z chaty i zabyć hety viečar, byccam niejki žach.

Zvyčajna było čutno, jak laskaje lift, niedzie zhvałtavanaja, źniasilenaja muzyka nijak nie moža vyzvalicca z-pad niaŭdałych ruk vykanaŭcy, nie moža, i tolki ciapier čamuści ścichła. U kutku pakoja raptam uźnik pavuk i raptoŭna zdesantavaŭsia na hałavu Abramoviča. Jon uzmachnuŭ rukoju, adkidvajučy pavuka, ścisnuŭ vusny ŭ harotny vuzielčyk i ciažka ŭzdychnuŭ. Nužkievič łypaŭ vačyma i hładziŭ dvuma palcami sivuju baradu. Karžoŭ z žonkaju apranulisia i, vychodziačy z kvatery, vyhuknuli adnahałosna: «Da zdravstvujet Rośsija!»

Usiu noč Joź nie moh zasnuć. Časam pryciskała jaho drymota, vałtuziła, kałaciła, i, urešcie, jon, źniasileny, chistajučysia, padniaŭsia z łožka i vyjšaŭ u chałodny kalidor. Nie hrukaŭ lift, nie čuvać nivodnaha hołasu.

Pryvidy, cieni, mroi — nibyta son i nibyta realnaść. Tolki što jamu bačylisia Karžoŭ z žonkaju i były siabruk pa instytucie Šyrkul, pa mianušcy Zdolny Chłopčyk, jaki lubiŭ pierad dziaŭčatami havaryć: «Ja nie viedaju biełaruski jazyk, tamu što vyras kala Kamaroŭki». Čamu možna žyć kala Kamaroŭki i nie viedać biełaruskuju movu? Pytańnie, na jakoje prosta tak niemahčyma adkazać. Navošta Zdolny Chłopčyk tak kazaŭ, nichto nie viedaŭ, dyj i nie pytaŭ.

Lasnuli dźviery — i vyjšaŭ u kalidor susied Palikarp, tłusty, azyzły, z raśpiertym kindziukom, čorny, jak azijacki handlar, z čyrvonymi maślenymi vusnami i čornymi pukatymi vačyma. Zapaliŭ cyharetu, pychkaŭ, maŭčaŭ. Paśla doŭha kašlaŭ, spytaŭ:

— Što, susied, nie śpiš?

— A-a! — uzdychnuŭ Joź. — Tak, roznaje… A ty?..

— Dyk voś pračnuŭsia i dumaju: što za žyćcio — vakoł adny jaŭrei. Žyć nie dajuć, pracavać škodziać. I jašče hetyja …

— A ty chto?

— U jakim sensie?

— Pa nacyjanalnaści?

— Ruski. Ad kamla. Tak što davaj trymacca adzin adnaho, bo jaŭrei zadušać.

— Prabač, ale ja biełarus…

— Dyk ty što, za jaŭrejaŭ?

— Nie, ja za Biełaruś i za siabie, — adkazaŭ Joź, nazirajučy za tym, jak tłusty tvar susieda čyrvanieje i ŭ pukatych vačach zapalvajucca ahieńčyki.

Marmytańnie, maciuki — i za čorna-čyrvonym tvaram hrukajuć dźviery. Niejki laskat i — cišynia. Joź staić jašče troški, adčuvajučy, jak śmiardzić tytuniom vosieńskaje pavietra. Choładna i sumna. Ale niedzie daloka-daloka ŭzdymajecca sonca, i jano chaj ledź-ledź, ale bliśnie, ahornie svaim ciapłom dušu i budzie dla jaho śviata. Budzie śviata jahonaj dušy!

Viktar Suprunčuk

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj
ananimna i kanfidencyjna?

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0
Kab pakinuć kamientar, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
Kab skarystacca kalendarom, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
PNSRČCPTSBND
12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031